Boże Narodzenie w Rzymie

Pod koniec grudnia ubiegłego roku po raz czwarty w życiu odwiedziłam Rzym - tym razem, aby przeżyć w stolicy Włoch święta Bożego Narodzenia. W tym artykule postanowiłam podzielić się z Wami tym doświadczeniem. Miłej lektury.

Pod koniec grudnia ubiegłego roku po raz czwarty w życiu odwiedziłam Rzym – tym razem, aby przeżyć w stolicy Włoch święta Bożego Narodzenia. W tym artykule postanowiłam podzielić się z Wami tym doświadczeniem. Miłej lektury.

Po powrocie zaczęłam czytać książkę pt. Gdzieś indziej, gdzieś dalej Dariusza Czai (Wydawnictwo Czarne) i przeczytałam tam słowa, które są mi bardzo mi bliskie i które chciałabym Wam teraz zacytować. Niech stanowią punkt wyjścia do tych rozważań.

No więc było się gdzieś tam w tych Włoszech… I się wróciło. Bo w końcu kiedyś, wcześniej czy później, zawsze się wraca. I już podarte mapy się na miejsce wstawiło. Torby, walizki, plecaki z niechęcią się rozpakowało. Brudy z odrazą się do pralki wrzuciło. Nazajutrz do roboty z przymusu się poszło. Ale to nie znaczy, że problemu, przed którym stawia nas podróż, już nie ma. Że nagle gdzieś przepadł. A ów problem to nazwanie tego, co się zdarzyło, opowiedzenie sobie nieodległego jeszcze w czasie doświadczenia. (…) Bo w istocie to dopiero teraz, po przyjeździe, tak naprawdę trzeba ją [podróż] rozpocząć. Rozpocząć od nowa. Inaczej: teraz dopiero trzeba uruchomić pracę podróży, prawdziwą pracę nad podróżą. I nie ma w tym stwierdzeniu nic paradoksalnego ani dziwnego. Dzieje się tak z prostej przyczyny: w trakcie podróży jesteśmy za blisko wszystkiego. Za blisko świata, co przed nami i za blisko samych siebie. A rozumienie zawsze jest funkcją dystansu.

I to wcale nie jest tak, że problem nazwania i opowiedzenia mojego świątecznego wyjazdu do Rzymu już zniknął. Że pracę nad tą podróżą już wykonałam. Pomimo to postanowiłam spróbować stworzyć ten artykuł. Mam nadzieję, że perspektywa siedmiu dni, które minęły od powrotu jest dość wystarczająca. Zabrałam się do pisania tego tekstu, bo zależało mi na tym, aby został opublikowany właśnie dzisiaj, 6 stycznia, czyli w dniu, w którym Kościół katolicki obchodzi uroczystość Objawienia Pańskiego, czyli Epifanii. Włosi mają takie powiedzenie: L’Epifania tutte le feste porta via, czyli Epifania zabiera ze sobą wszystkie święta. We Włoszech i Hiszpanii 6 stycznia kończy się bożonarodzeniowo-noworoczny okres. 8 grudnia, czyli w święto Immacolata Concezione, które z kolei inauguruje okres świąteczny we Włoszech, na mojej stronie internetowej ukazał się wywiad z Agnieszką Koper, Polką mieszkającą w Rzymie, która opowiedziała mi o rzymskich tradycjach bożonarodzeniowych. Bardzo się więc cieszę, że domyka się taka włoska świąteczna klamra, poparta moimi osobistymi przeżyciami.

Jarmark bożonarodzeniowy na Piazza Navona

Miejscem, które najbardziej zapadło mi w pamięć i zrobiło na mnie największe wrażenie był jarmark bożonarodzeniowy na Piazza Navona. Drewniane domki z mniej lub bardziej tandetnymi produktami, lokalnymi specjałami i grami dla dzieci we wspaniały sposób kontrastowały z jednym z najpiękniejszych rzymskich placów o owalnym kształcie i posiadającym aż trzy piękne fontanny. Było to miejsce tętniące świątecznym życiem, a tłumy, jakie pojawiły się tam w drugi dzień świąt, zmusiły służby do postawienia barierek i zapanowania nad ogromnym ruchem. Spacerujący ludzie oddawali się zaproponowanym atrakcjom, a w powietrzu unosił się zapach panini i grzanego wina. W tle rozbrzmiewała muzyczka z wiecznie kręcącej się karuzeli, ale żeby było jeszcze gwarniej, tu i ówdzie rozstawiali się uliczni artyści wyposażeni we własne głośniki. Podczas moich poprzednich wizyt w Rzymie zdążyłam zorientować się, że w tym mieście sfery sacrum i profanum lubią się ze sobą przeplatać i nie inaczej było w Boże Narodzenie. Kult czczenia narodzonego Jezusa Chrystusa istniał obok festynowych balonów i przechadzającej się po Piazza Navona pluszowej pandy, w której stroju krył się po prostu szukający zarobku mężczyzna.

Występ tancerzy hip-hopowych podczas jarmarku bożonarodzeniowego na Piazza Navona w Rzymie / fot. Marta Wiśniewska

Szopki

Jeśli można powiedzieć, że Rzym czymś w okresie Bożego Narodzenia stoi, to są to zdecydowanie szopki. Znajdowały się one niemal wszędzie – na placach, w kościołach, przy kościołach oraz nieopodal największych atrakcji, jak na przykład obok Schodów Hiszpańskich. Na Piazza Navona istniała możliwość stworzenia sobie własnej, bowiem wystarczyło kupić taką o dowolnym rozmiarze, a następnie skompletować jej mieszkańców. Rozmach Włochów w kwestii szopek jest ujmujący – na straganach dostępna była nie tylko Święta Rodzina czy towarzyszące jej zwierzęta, ale nawet takie akcesoria jak wiaderko, miotła czy drabina. Zobaczcie zresztą sami – taką skompletowałyśmy wspólnie z moją mamą, która jest pomysłodawczynią koncepcji. 🙂

Szopka i jej wyposażenie zakupione na Piazza Navona w Rzymie

Z pewnością najbardziej znaną i najchętniej odwiedzaną szopką jest ta w Watykanie. W 2023 roku miała ona za zadanie ożywić atmosferę Bożego Narodzenia z 1223 roku, kiedy to św. Franciszek wracając z podróży do Ziemi Świętej poprosił o odtworzenie narodzin Jezusa w Greccio, diecezji Rieti w regionie Lacjum. Aby uczcić to wydarzenie, na placu św. Piotra odtworzono Greccio, gdzie wokół żłóbka, wołu i osła rozgrywała się scena narodzin.

Szopka w Watykanie / fot. Marta Wiśniewska

Rzeczywiście ta szopka była bardzo ładna, ale moja przekorna natura sprawiła, że z większą chęcią podziwiałam inne presepi, które co i rusz pojawiały się przed oczyma podczas spacerów po mieście. Wrażenie robił między innymi fakt, że figurki wielokrotnie przybierały naturalne rozmiary, a to, że taka czy inna szopka znajdowała się z dala od największych atrakcji, wcale nie oznaczało, że jest brzydsza. Za przykład niech posłuży ta poniższa, która znajdowała się obok sanktuarium San Salvatore in Lauro.

Szopka przy Chiesa di San Salvatore in Lauro / fot. Marta Wiśniewska
Szopka na Placu Hiszpańskim / fot. Marta Wiśniewska

Obchody Bożego Narodzenia w Watykanie

Pisząc o Bożym Narodzeniu w Rzymie nie można nie wspomnieć o Watykanie i odbywających się tam uroczystościach, na które przybywają katolicy z całego świata. Ja uczestniczyłam w tym roku w dwóch wydarzeniach – pasterce oraz błogosławieństwie Urbi et Orbi. Pasterkę, która rozpoczęła się 24 grudnia o godz. 19:30 obserwowałam na telebimach na placu św. Piotra, bowiem nie dostaliśmy wejściówek do Bazyliki św. Piotra. Nie wiem, z jak dużym wyprzedzeniem trzeba napisać wiadomość e-mail do Prefektury Domu Papieskiego, ale w moim przypadku prawie dwumiesięczne nie wystarczyło. Muszę szczerze przyznać, że jakoś nie odczułam wyjątkowo podniosłej atmosfery. Ludzi wcale nie było aż tak dużo, a poza tym większość osób rozmawiała, siedziała w telefonach czy robiła sobie zdjęcia. Miałam wrażenie, że zwykłe życie na Piazza San Pietro sobie, a pasterka sobie.

Plac św. Piotra w Watykanie tuż przed rozpoczęciem pasterki / fot. Marta Wiśniewska

Dużo bardziej podobała mi się z kolei atmosfera podczas błogosławieństwa Urbi et Orbi. Bardzo chciałam uczestniczyć w tym „na żywo”, bo od dziecka śledzę to, co powie papież 25 grudnia w samo południe – nie tylko jako głowa Kościoła, ale także jako głowa państwa. W ramach rekompensaty od losu za brak wejściówek na pasterkę, udało nam się zająć miejsca siedzące niedaleko Bazyliki i słynnego okna, zatem w nieśmiało wychodzącym rzymskim grudniowym słońcu oczekiwaliśmy na jeden z najważniejszych momentów podczas Bożego Narodzenia. W poprzedzającym błogosławieństwo przesłaniu, papież Franciszek mówił przede wszystkim o wojnie w Izraelu, a także o innych konfliktach toczących się na świecie – w Ukrainie, Jemenie czy Sudanie. Apelował o pokój, o powiedzenie „nie” logice wojny. To zdanie powtórzył dwukrotnie. Godna uwagi była również oprawa. Na zdjęciu poniżej widać Gwardię Szwajcarską oraz oddziały reprezentacyjne innych wojsk, które kilkanaście minut przed południem weszły w towarzystwie orkiestry na schody przed Bazyliką.

Bazylika św. Piotra w Watykanie tuż przed błogosławieństwem Urbi et Orbi / fot. Marta Wiśniewska

Via Giulia i Via di Monserrato

Ostatniego dnia pobytu oderwałam się od bożonarodzeniowych atrakcji i udałam się zwiedzić dwie przepiękne, ale o wiele mniej znane ulice – Via Giulia i Via di Monserrato. Jakże wspaniale było odetchnąć od tłumów obecnych na Piazza Navona i w Watykanie. Zainspirowała mnie do tego książka pt. Mój Rzym Magdaleny Wolińskiej-Riedi, gdzie o Via Giulia można przeczytać następujące słowa:

To jedna z najbardziej urokliwych i romantycznych uliczek historycznego serca Rzymu, licząca sobie ponad pięćset lat, utkana z arcydzieł renesansu i cennych zabytków epoki baroku. Czarująca, piękna, dyskretna… Po prostu unikatowa. Wyjątkowa.

Via Giulia / fot. Marta Wiśniewska

Trudno coś więcej o tej ulicy napisać. Trzeba po prostu się nią posnuć i uważnie zadzierać głowę, oglądając kolejne architektoniczne perełki i karmiąc się romantyczną atmosferą. Równoległa do niej jest Via di Monserrato, na której… po prostu przepadłam. Bez wątpienia ma to związek z moimi zainteresowaniami Hiszpanią. Pozwólcie, że ponownie przytoczę słowa Magdaleny Wolińskiej-Riedi:

Pozwala zanurzyć się w niepowtarzalnej atmosferze, jakiej próżno szukać w innych częściach miasta. Pozwala odkryć prawdziwe oblicze Rzymu. Pozbawiona kolorowych billboardów, niegustownych tablic z menu w pięciu językach umieszczonych przed wejściem do restauracji i nachalnych kelnerów nawołujących turystów do środka. […] Pełna jest cudownych kościołów, reprezentacyjnych kamienic i arystokratycznych pałaców.

Na Via di Monserrato znajduje się narodowy kościół Hiszpanów w Rzymie (Chiesa di Santa Maria di Monserrato). Zresztą cała ta okolica była kiedyś szczególnie ważna dla zamieszkującej Rzym mniejszości katalońskiej i aragońskiej. Bardzo spodobała mi się jej zabudowa, łudząco przypominająca hiszpańskie starówki. Spacerowałam po niej w tę i z powrotem, nie mogąc się napatrzeć i nacieszyć jej niepowtarzalnym klimatem.

Via di Monserrato / fot. Marta Wiśniewska

Na koniec dnia przeżyłam fantastyczne wydarzenie kulturalne, które z właściwą sobie godnością pożegnało mnie z Wiecznym Miastem. Okazało się bowiem, że w narodowym kościele Hiszpanów świąteczny koncert będzie miał panamski chór składający się z dziewcząt Niños Cantores de San Miguelito. Poziom tego występu przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Dziewczęta pod dyrekcją Jorge Eduardo Vilcheza zaprezentowały kolędy oraz pieśni świąteczne z różnych krajów i spotkawszy się ze wspaniałym przyjęciem włoskiej części publiczności, kilkukrotnie bisowały śpiewając niezaplanowane utwory. Na szczęście w Panamie mówi się po hiszpańsku, więc postanowiłam pójść do dyrektora chóru i pogratulować im tego wspaniałego koncertu. Pan Jorge od razu zawołał swoje podopieczne, przekazał im wiadomość ode mnie, dziewczynki podziękowały, a ja z przyjemnością patrzyłam na ich uradowane buzie. Bardzo się cieszę, że zupełnie przypadkiem trafiłam na ten koncert.

Koncert chóru Niños Cantores de San Miguelito w Chiesa di Santa Maria di Monserrato / fot. Marta Wiśniewska

Garść praktycznych informacji

Jeśli chcielibyście wybrać się kiedyś do Rzymu na Boże Narodzenie i zastanawiacie się, jak funkcjonuje miasto w tych dniach, to spieszę z kilkoma informacjami. Przede wszystkim należy zacząć od tego, że panuje wyjątkowa atmosfera, jest mnóstwo ludzi i święta czuć w przenośni i dosłownie w powietrzu. Komunikacja miejska działa, chociaż według nieco zmienionych rozkładów. Wcześniej odbywa się ostatni kurs metra, a 25 grudnia metro miało trzygodzinną przerwę w kursowaniu w ciągu dnia. Trzeba po prostu sprawdzać rozkłady i śledzić bieżące informacje. Nie ma również problemu ze zjedzeniem posiłku w restauracji, ale wcześniej należy sprawdzić, czy nasz upatrzony lokal będzie czynny i najlepiej zarezerwować stolik – zwłaszcza, jeśli chcemy udać się na obiad w Boże Narodzenie. Ludzie, zarówno miejscowi, jak i turyści siedzieli w kawiarniach, barach i restauracjach od rana do wieczora. Jeśli zaś chodzi o sklepy spożywcze, to lepiej zrobić zakupy do wigilii, bo 25 i 26 grudnia może być z tym problem. Ale to również zależy od sklepu. Pogody oczywiście nigdy nie da się przewidzieć, ale podczas mojego pobytu, czyli w dniach 22-28 grudnia było około 15 stopni w najcieplejszym momencie dnia (rano i wieczorem trochę chłodniej). Ani razu nie padało.

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, a także to, co robię na stronie internetowej www.periodistamarta.pl, możesz wesprzeć mnie dowolną kwotą w serwisie Patronite: https://patronite.pl/martawisniewska

A jeśli chcesz poczytać więcej o Rzymie, to zapraszam Cię do innych moich tekstów:

Wywiad z Magdaleną Wolińską-Riedi: „Musiałam znaleźć klucz do opisania mojego Rzymu”: https://www.periodistamarta.pl/magdalena-wolinska-riedi-musialam-znalezc-klucz-do-opisania-mojego-rzymu-wywiad/

Weekend w Rzymie w styczniu + spektakl w Teatro dell’Opera: https://www.periodistamarta.pl/weekend-w-rzymie-w-styczniu-spektakl-w-teatro-dellopera/

O Rzymie rozmawialiśmy również trochę z pisarzem Piotrem Kępińskim: https://www.periodistamarta.pl/piotr-kepinski-o-abruzji-wywiad/

Udostępnij

Jeden komentarz

  1. Ciekawi mnie, czy istnieje jakaś konkretna strategia, jaką stosujesz w celu utrzymania ciągłości w publikacjach na swoim blogu? Jak radzisz sobie z wyzwaniami związanymi z regularnym dostarczaniem świeżych i interesujących treści?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *