Kilka dni na początku maja tego roku spędziłam nad jeziorem Garda we Włoszech i w tym artykule dzielę się z Wami tym, gdzie byłam i co zobaczyłam. Mam nadzieję, że ten artykuł będzie dla Was źródłem przydatnej wiedzy oraz inspiracją do podróży właśnie tam.
Jeśli odwiedzacie moją stronę internetową, to na pewno zdążyliście się już zorientować, że lubię Włochy. Włoska kultura, eksplorowanie Italii na rowerze czy rozmowy z ludźmi, którzy tam żyją i pracują są jednymi z tematów na stronie www.periodistamarta.pl (polecam zwrócić szczególną uwagę na zakładkę wywiady). Bardzo się cieszę, że wiosną tego roku mogłam po raz czwarty w życiu wrócić nad Lago di Garda. Dzięki temu doświadczyłam już tego miejsca w trzech porach roku – latem, jesienią i wiosną. Doceniam to, ponieważ nie chcę traktować jeziora Garda jako typowo wakacyjnego kierunku – pojechać, odhaczyć najbardziej turystyczne miejsca, zrobić instagramowe zdjęcia, kupić magnes na lodówkę i wrócić.
Od jeziora Garda, a konkretnie od Limone sul Garda rozpoczęła się moja przygoda z Włochami. To malownicze miasteczko położone na zachodnim brzegu jeziora było moim pierwszym przystankiem we Włoszech. Gdy w 2019 roku wylądowałam na lotnisku Mediolan-Bergamo, wsiadłam w wypożyczony samochód i pojechałam właśnie tam. Zatem Limone jest alegorią moich “pierwszych razów” – pierwszy raz we Włoszech, pierwszy raz nad jeziorem Garda, pierwszy raz w Limone sul Garda, pierwsze prowadzenie samochodu po włoskich drogach itd. Sentyment nieunikniony.
Jednak tym razem moją bazą noclegową (po raz drugi) było miasto Garda położone na wschodnim brzegu jeziora – pomiędzy Desenzano del Garda a Malcesine. Na stronie internetowej znajdziecie artykuł pt. “Rowerem nad jeziorem Garda”, w którym opisuję mój rowerowy wyjazd nad Gardę wiosną 2022 roku. To właśnie wtedy bardzo spodobała mi się ta okolica i dom wakacyjny “Doria” w Gardzie, który polecam, nie mając z tego jakichkolwiek korzyści.
Piątek, 5 maja
Pobyt rozpoczęłam od wyprawy na mercato w Gardzie, czyli lokalny rynek. Bardzo lubię ten moment, kiedy w przeddzień w miejscu, gdzie zostanie rozstawiony, pojawiają się znaki informujące o zakazie parkowania. Wówczas wiem, że następnego dnia nastanie przyjemny gwar połączony z odrobiną przaśności. Pomimo to myślę, że warto odwiedzać mercati – po pierwsze, żeby poczuć ich klimat, a po drugie, można sobie tam kupić coś naprawdę fajnego. Terminy i godziny rynków w poszczególnych miastach można bez problemu znaleźć w Internecie, wpisując w wyszukiwarkę np. “mercato Garda”.
Po południu byłam umówiona na wywiad z Renatą Pawłowską, autorką książki o jeziorze Garda, który możecie przeczytać TUTAJ. Wspaniale się złożyło, ponieważ książka pt. “Jezioro Garda. 158 km tras, przysmaków, ciekawostek” ukazała się dosłownie kilkanaście dni przed moim przyjazdem do Włoch. Postanowiłam więc wykorzystać okazję i umówić się z autorką na wywiad.
Miejscem spotkania była restauracja La Roche w Brenzone sul Garda (kilkanaście kilometrów na północ od Gardy), gdzie zjadłyśmy pranzo, czyli włoski obiad. Spożywałyśmy posiłek dosłownie kilka metrów od jeziora, chłonąc atmosferę chwili i miejsca, korzystając jednocześnie z pięknej pogody (było około 25 stopni Celsjusza w cieniu i świeciło słońce). Następnie poszłyśmy na spacer, podczas którego przeprowadziłam wywiad. Szłyśmy ścieżką położoną tuż przy jeziorze i rozmawiając obserwowałyśmy drugi brzeg. Muszę przyznać, że rzadko trafia się okazja do pracy w takich okolicznościach i mam nadzieję, że czuć ten klimat w wywiadzie. Bardzo się cieszę z tego spotkania, bo tworzenie materiałów na stronę w takich sytuacjach jest czystą przyjemnością!

Jeszcze tego samego popołudnia wybrałam się na wycieczkę do Malcesine, miasteczka uznawanego przez niektórych za najbardziej romantyczne nad jeziorem Garda. Rzeczywiście, można nie planować żadnego zwiedzania, tylko po prostu zatracić się w jego wąskich i malowniczych uliczkach, ale tym razem pojechałam tam z myślą odwiedzenia jednego konkretnego obiektu – Palazzo dei Capitani (Pałacu Kapitanów), który mieści się w nadbrzeżnej części miasta, przy Via Capitanato, tuż na północ od starego portu. Od XVII do XIX wieku pałac ten był siedzibą Kapitanów Jeziora Garda, którzy z upoważnienia Republiki Weneckiej zarządzali sprawami związanymi z żeglugą i rybołówstwem. Jest zbudowany w stylu weneckiego gotyku i usytuowany w kierunku jeziora, od którego oddziela go okazały ogród. Więcej na ten temat opowiadam we vlogu na moim kanale YouTube. Kliknij poniżej, aby zobaczyć.
Sobota, 6 maja
Sobotnie przedpołudnie postanowiłam spędzić na miejscu, w Gardzie i spacerować piękną promenadą, jaką posiada to miasto. Jest ona bardzo długa i prowadzi obok portu, kafejek i restauracji, z których zawsze dobiega przyjemny gwar. Można też z niej zboczyć na uliczki starego miasta albo pójść w kierunku południowym, do Bardolino (ok. 3,5 km). Ci, którzy dysponują większym nakładem sił mogą wybrać dłuższą opcję i udać się do – podobno jeszcze bardziej malowniczego – Lazise (ok. 10 km).
Warto wybrać opcję pieszej wędrówki, ponieważ spacerowanie tą promenadą daje wiele radości. Z uwagi na nieustanną bliskość jeziora praktycznie w ogóle nie czuje się pokonywanego dystansu, a wręcz przeciwnie – ma się wrażenie, że Garda i Lazise są ze sobą połączone. Po drodze można robić sobie przystanki na licznych ławkach i podejrzeć ludzi odpoczywających na kempingach. Jeśli ktoś jednak uważa, że nie pokona takiej odległości, to istnieje jeszcze jedna fajna możliwość. W jedną stronę można pojechać autobusem. Zarówno dworzec w Gardzie, jak i przystanek w Bardolino są usytuowane blisko centrum obu miejscowości. Autobusy kursują dość często od rana do wieczora.
Właśnie. Bardolino. Urzekł mnie klimat tego miasteczka – mniejszego i prawdopodobnie także omijanego przez turystów. Tego typu miejsca nad jeziorem Garda lubię najbardziej. Jak pisze Renata Pawłowska w swojej książce, w przeszłości Bardolino było małym miasteczkiem zamieszkałym przez rybaków. W tamtejszym porcie, gdzie znajduje się kamienny ołtarz, na którym rybacy rozkładali swój połów, mogłabym przesiadywać godzinami. A zachody słońca są tam po prostu zapierające dech w piersiach… Miejscowość ta słynie również z produkcji wina Chiaretto Bardolino, które można kupić u lokalnych producentów oraz w niemal każdym sklepie nad Gardą. Jeśli lubicie kameralny klimat i nieco mniej oczywiste miejsca, to Bardolino powinno być dla Was pozycją obowiązkową. I nie dajcie się zwieść, jeśli będziecie przejeżdżać główną drogą, która może sugerować, że “nic ciekawego tu nie ma”. Sama tak kiedyś myślałam, dopóki nie zeszłam w dół, w kierunku jeziora.

Niedziela, 7 maja
Niedziela była dla mnie bardzo rowerowym dniem i bardzo się z tego cieszę. Tym razem zdecydowałam się nie wypożyczać roweru i generalnie na nim nie jeździć, ale mimo to cieszę się, że nie zabrakło kolarskich akcentów.
Wracając poprzedniego wieczoru z Bardolino zobaczyłam, że na wspomnianej wyżej promenadzie w Gardzie rozłożono dmuchaną bramę oznaczającą metę, na której widniał napis MTB Garda Marathon. Zaczęłam się więc rozglądać uważniej i dostrzegłam samochody drużyn oraz tablicę z informacją, że w niedzielę będzie się tutaj odbywał maraton MTB. Natychmiast podjęłam decyzję, że wstanę dość wcześnie (jak na urlop) i przyjdę obejrzeć start wyścigu. Między godz. 7:00 a 8:00 było otwarte miasteczko, a o godz. 8:30 nastąpił start do głównego wyścigu na dystansie 60 kilometrów. Nagrałam z tego wydarzenia vlog, zatem bez sensu zanudzać teraz dłuższym tekstem na ten temat – zapraszam do obejrzenia materiału video, który znajduje się poniżej. Wspomnę jeszcze tylko, że tereny nad jeziorem Garda są znakomite dla kolarzy górskich – jest wiele tras, a niektóre z nich charakteryzują się naprawdę dużym stopniem trudności. W kategorii OPEN wygrał Włoch Stefano Goria.
Po południu czekało mnie drugie umówione podczas tego wyjazdu spotkanie – tym razem z Pauliną i Wojtkiem z Active Squad Italy, z którymi wywiad również możecie czytać na mojej stronie internetowej – TUTAJ. Spotkaliśmy się w miejscowości Volargne, na parkingu przy punkcie informacji turystycznej (Info Point Valpolicella). Biegnie tamtędy malownicza, przepiękna droga rowerowa Trydent-Werona, której fragment pokonaliśmy. Jechaliśmy wzdłuż rzeki Adyga i winnic – widoki były obłędne. Warto też podkreślić, że trasa jest dość łatwa – bez większego problemu pokonają ją dzieci albo osoby, które na co dzień nie jeżdżą na rowerze zbyt dużo. Ścieżka jest asfaltowa, więc jeśli ktoś chce może wybrać się tam rowerem szosowym, jednak ja rekomendowałabym taki rower, który pozwoli jechać nieco spokojniej. Po pierwsze, warto oddać się widokom, a po drugie, trzeba uważać na innych użytkowników tej trasy, którzy często są rodzinami z dziećmi lub starszymi osobami oddającymi się niespiesznej przejażdżce. Myślę, że jest tysiąc innych lepszych miejsc do przeprowadzenia treningu szosowego.

Na miejsce naszego spotkania przyjechałam chwilę przed czasem i czekając na Paulinę i Wojtka obserwowałam wielu Włochów, którzy przyjeżdżali tam samochodami i wyjmowali rowery na niedzielną rundkę. Musi to być więc popularny punkt startowy także dla „lokalsów”. Zrobiłam tego dnia nieco ponad 30 km – dojechałam do miejscowości Peri i tam zawróciłam. Wspaniałe w tej trasie rowerowej jest to, że bez względu na to, jaki dystans pokonamy, to i tak zdołamy nacieszyć się wspaniałymi widokami, a co więcej, gdy jedzie się w przeciwnym kierunku, to odnosi się takie wrażenie, jakby jechało się inną trasą. Aby odnaleźć ten parking w Google Maps wystarczy wpisać Info Point Valpolicella.
PS Dziękuję Kamili i Karolowi, którzy byli z nami i którzy przygotowali pyszne jedzenie na piknik – m.in. sery i wędliny od lokalnych sprzedawców, warzywa i owoce. To była prawdziwa uczta, której fragmenty możecie zobaczyć w materiale video wyżej.

Poniedziałek, 8 maja
W poniedziałek po raz pierwszy w życiu wybrałam się na wycieczkę do Sirmione. Ta miejscowość jest charakterystycznie położona na wąskim skrawku półwyspu i uznaje się ją za jedną z najbardziej ekskluzywnych nad całym jeziorem Garda. Już na początku chciałabym zaznaczyć, że te odwiedziny w Sirmione uważam jedynie za wstęp do poznawania tego miasta.
Widok z Porticciolo Turistico di Sirmione, czyli jeszcze zanim przekroczy się most do centrum, jest klasycznym kadrem z Sirmione. Pamiętam, że po raz pierwszy przyjechałam tutaj rowerem właśnie we wspomnianym 2022 roku i nie mogłam przejechać przez most, ponieważ nie można wprowadzać tam rowerów, a ja nie miałam zapięcia, aby zostawić rower na przeznaczonym do tego parkingu. Była wówczas we mnie olbrzymia ciekawość tego, co znajduje się za tym mostem, którą po części zaspokoiłam wiosną tego roku.

Nie będę Wam polecać żadnych konkretnych miejsc w Sirmione, ponieważ za słabo znam to miasteczko. Podzielę się jedynie kilkoma zdjęciami i tym, co po drodze spotkałam. Wiem, że będzie to dość chaotyczne, ale jednocześnie odzwierciedli charakter tej mojej pierwszej wizyty. Przed przyjazdem przeczytałam kilka artykułów o Sirmione i wiedziałam, jakie są największe atrakcje warte zwiedzenia, ale od razu wiedziałam, że nie zobaczę wszystkiego.
Zaraz po przekroczeniu mostu uwagę przykuwa średniowieczny zamek Scaligerich na wodzie, który bez wątpienia jest tam jedną z największych atrakcji. Bardzo klimatyczne są zakamarki starego miasta, po których warto po prostu się posnuć, zachodząc do kafejek i sklepików. Ponadto można wybrać się na skraj półwyspu i zobaczyć ruiny willi Katulusa – Grotte di Catullo, pobyć na pięknych plażach (Spiaggia del Prete czy Spiaggia Lido delle Bionde), podziwiać piękne ogrody, zobaczyć willę Marii Callas czy odwiedzić darmowe źródła termalne. Podczas tego pierwszego kontaktu z Sirmione najbardziej urzekły mnie zakamarki – miałam wrażenie, że niemal za każdym rogiem czeka mnie coś pięknego. Wiem, że można to powiedzieć o niemal wszystkich miejscach we Włoszech, ale w Sirmione to naprawdę się sprawdza.

Nie wiem, gdzie w gradacji moich ulubionych miejsc nad jeziorem Garda umiejscowić Sirmione. Na pewno nie na pierwszym miejscu, ale czy na podium, czy w środku stawki czy na szarym końcu? Dziś tego nie wiem. Wiem natomiast, że zdecydowanie jest to miejsce warte odwiedzenia i pochłonięcia panującej tam atmosfery. Jest tam inaczej niż np. w Gardzie, Salò czy Rivie. Przy zamku Scaligerich przeszkadzają trochę przemierzające grupy wycieczkowe (w maju spotkałam także sporo włoskiej młodzieży), ale już gdzieś dalej, w głębi starego miasta, podobał mi się kameralny klimat. Spoglądając z jeszcze innej strony razić może tamtejszy blichtr. A może właśnie w tych sprzecznościach tkwi urok Sirmione?

Wtorek, 9 maja
Mój tegoroczny wiosenny pobyt nad jeziorem Garda zakończyła wizyta w miasteczku Dolcè, która tylko rozpaliła we mnie poczucie tęsknoty za Włochami. Do tej miejscowości położonej w regionie Wenecja Euganejska, w prowincji Werona zaprowadziła mnie wspomniana wyżej wycieczka rowerowa z Pauliną i Wojtkiem. Wystarczyło bowiem pojechać około 8 km na północ od Volargne, wzdłuż Adygi, i byłam już w Dolcè. To mała, otoczona wysokimi górami miejscowość, w której nie było absolutnie żadnych turystów. Panował w niej wspaniały klimat – z jednej strony cisza, spokojne życie miejscowych Włochów, a z drugiej monumentalne góry, piękna przyroda. Tuż przed siestą w barze BaRI Centro zdążyłam zjeść pysznego croissanta i wypić kawę.

Za każdym kolejnym razem, kiedy odwiedzam jezioro Garda i okolice uświadamiam sobie, jak mało tam widziałam i jednocześnie jak wiele przede mną (mam nadzieję). Muszę przyznać, że z tego wyjazdu czerpałam wyjątkową przyjemność, ponieważ była piękna wiosna, nie było jeszcze tak wielu turystów, a ja jestem coraz bardziej świadoma miejsca, w którym się znajduję. Zdążyłam też już posiąść odrobinę podstawowej wiedzy na temat komunikacji publicznej, znam trochę niektóre miasteczka, wiem, jak się po nich poruszać itd. Północne Włochy są piękne – eleganckie, majestatyczne, zadziwiające. Mam nadzieję, że z czytania tego artykułu mieliście taką samą przyjemność jak ja z jego pisania. Jeśli macie jakiekolwiek pytania – piszcie w komentarzach lub korzystając z zakładki „kontakt”. A presto!