Wojtek i Paulina mieszkają nad jeziorem Garda we Włoszech i prowadzą małe biuro turystyczne Active Squad Italy. Organizują wyjazdy, których motywem przewodnim jest aktywność fizyczna, ale to nie oznacza, że trzeba być sportowcem, aby spędzić z nimi wakacje. Chcieli stworzyć miejsce, które pomoże zaplanować urlop ciekawie, szybko, wygodnie i w atrakcyjnych cenach. Zaczęli od przysłowiowego „zera”, a w ostatnim czasie ich oferty stają się coraz bardziej popularne. Oto rozmowa o tym, jak żyje i pracuje polska zwykła rodzina w niezwykłym włoskim miejscu.
Jak zaczęła się wasza przygoda z Włochami, a konkretnie z jeziorem Garda?
Wojtek: Powinienem zacząć tę opowieść od mojej żony – Pauliny, bo to ją najpierw poznałem (śmiech). To wszystko zaczęło się bez większego planowania – przyjechaliśmy nad Gardę sześć lat temu, jadąc palcem po mapie. Wcześniej przez dwa lata mieszkaliśmy na południu Włoch, ale nie odnaleźliśmy się w tym regionie. Chcieliśmy zmienić otoczenie i jednocześnie pozostać we Włoszech, bo znaliśmy już trochę język i kraj. Na południu trochę brakowało nam Polski, a Garda znajdowała się mniej więcej w połowie drogi do Polski, no i wybór padł właśnie na ten rejon. Pewnie większość ludzi, gdy myśli o Włoszech jako o kierunku wakacyjnym, to kojarzy sobie ten kraj z morzem, plażami, wybrzeżem i ewentualnie z Toskanią, a nie z jeziorami.
Paulina: Ja nie słyszałam wcześniej o Gardzie. Gdy się przeprowadzaliśmy, to pytałam Wojtka: „Dlaczego nie możemy przenieść się nad morze tylko nad jakieś jezioro”? Bo jezioro kojarzyło mi się takimi polskimi wodorostami, zarośniętym brzegiem.
Wojtek: Każdy ma różne oczekiwania wobec miejsca, do którego jedzie. Wybrzeże na pewno ma swoje uroki, ale na przykład ja nie lubię słonej wody i piaszczystych plaż.
Paulina: Ale jak przyjechaliśmy tutaj, to było takie: „WOW, ale jezioro!”
Wojtek: No tak, jak się przyjeżdża nad Gardę, to robi wrażenie. Nie spodziewaliśmy się tego, że to może tak wyglądać. To miejsce stwarza mnóstwo możliwości do aktywnego spędzania czasu. Ja zacząłem we Włoszech jeździć rowerem. Zachłysnąłem się tym klimatem rowerowym, bo Włochy to rower, a Garda to dwukrotnie rower. Naszą działalność polegającą na organizowaniu aktywnych wyjazdów turystycznych w ramach Active Squad Italy zaczęliśmy od roweru – to on był kołem zamachowym tego przedsięwzięcia. Podczas naszych początków w Italii szukaliśmy w Internecie tras rowerowych po polsku i prawie w ogóle ich nie było.
Paulina: Tak, Wojtek marudził mi codziennie, żebym zaczęła pisać blog. Mówił, że siedzę w domu z dziećmi, mam czas, to mogę pisać. Na co ja mu przekornie odpowiadałam, żeby sam sobie pisał.
Wojtek: No i zacząłem pisać, chociaż nie blog, bo nie miałem pojęcia co to jest, jak założyć domenę itd. Najpierw stworzyłem grupę na Facebooku oraz fanpage i to zaczęło przyciągać do nas coraz większą liczbę osób, którzy chcieli dowiedzieć się czegoś o Gardzie czy szukali konkretnych informacji, np. o trasach rowerowych. W ogóle wielu osobom spodobały się nasze zdjęcia z przejażdżek rowerowych.
Paulina: Tak, na rowerach dużo jeździliśmy z dziećmi. Na przykład nasz synek Olek jeździł z nami w przyczepce, gdy miał osiem miesięcy. Córka Zosia także.
Wojtek: Odkrywaliśmy wiele tras nadających się na takie rodzinne wyprawy – pokonaliśmy setki, jeśli nie tysiące kilometrów.
Jakim rowerem według was jeździ się nad Gardą najlepiej? Szosą, góralem, gravelem?
Paulina: Takim, co ma dwa koła i jedzie do przodu (śmiech), ale Wojtka serduszko należy do tego z kierownicą barankiem.
Wojtek: (śmiech) Tak poważnie to każdym. Ja bardzo lubię jeździć na gravelu, który już nie jest szosą i nie jest jeszcze MTB. Jednak w związku z moją pracą musiałem zmienić rower. W jednym sezonie przyjeżdża do nas duża liczba grup, z którymi robię tysiące kilometrów, więc musiałem kupić sobie rower elektryczny. Dzięki niemu mogę odkrywać jeszcze więcej, dojeżdżać jeszcze dalej i jeszcze wyżej. Jednak to prawda, że nad Gardą każdy znajdzie coś dla siebie. Szosą też można jeździć, chociaż może niekoniecznie nad samą Gardą, bo dookoła jeziora jest spory ruch, ale gdy odjedzie się w głąb lądu i tam z powodzeniem można znaleźć na przykład bardzo fajne podjazdy.
Do tej pory w naszej rozmowie uczestniczyła Paulina, ale od tego momentu musiała zająć się dziećmi.
To znakomicie, że to wy sami odkrywacie i pokonujecie rowerowe trasy, a dopiero później dzielicie się nimi z waszymi klientami.
Wojtek: Tak, odkrywamy dużo nowych dróg, ale także sprawdzamy te opisane na mapach. Czasami okazuje się, że one jednak nie są dostępne albo są za trudne dla kogoś, kto nie jest zawodowcem. Robimy rekonesans dla naszych gości i potwierdzamy ich stan faktyczny.
Oferujecie również inne aktywności. Co jeszcze można z wami robić?
Wojtek: W zasadzie wszystko. Można z nami uprawiać różne rodzaje kolarstwa, canyoning, ferratę, SUP, pływać na kajakach, wspinać się, ćwiczyć jogę. Współpracujemy z organizatorami wielu wydarzeń sportowych w regionie, a także wycieczek. Można z nami pojechać chociażby zwiedzić Weronę, gdzie znajduje się między innymi słynny dom Romea i Julii. Każdy znajdzie coś dla siebie i nie zawsze musi to być taki typowo aktywny wyjazd, że codziennie trzeba coś robić, ale można na przykład zaplanować w ciągu tygodnia dwie aktywności, a poza tym odpoczywać.
Czyli to nie jest tak, że wasza oferta faworyzuje ludzi młodych albo bardzo sprawnych fizycznie?
Wojtek: Absolutnie nie. Mamy możliwość urozmaicenia urlopu każdemu. Wśród naszych gości przeważają rodziny, ale są to także osoby na emeryturze, pary, większe i mniejsze grupy przyjaciół czy znajomych.
Jak mocno pokrzyżował wam plany wybuch pandemii na początku 2020 roku?
Wojtek: To był dla nas zdecydowanie najtrudniejszy czas. Zimą 2019/2020 mieliśmy dużo różnych planów, pozawierane były umowy, a w lutym wybuchła nagle pandemia. To było takie zderzenie ze ścianą, ale teraz myślę sobie, że to dobrze, że to nastąpiło na początku naszej działalności. Początkowo byliśmy bardzo zaskoczeni, ale zostaliśmy zmuszeni do przewartościowania wszystkiego i koniec końców to nawet dobrze. Myślę, że wyszliśmy z tego silniejsi.
Nawiązałeś sporo cennych kontaktów z Włochami, które służą ci do organizowania i uatrakcyjniania ofert dla twoich gości. Powiedz, jak udało ci się to zrobić? Bo w końcu jesteś nad Gardą obcym gościem z Polski, który przyjechał do Włoch zaczynać życie niejako na nowo…
Wojtek: Większość kontaktów, które udało mi się do tej pory nawiązać odbywało się tak, że na początku szedłem tam incognito, tzn. nie przedstawiałem się, że jestem z Polski i organizuję wyjazdy turystyczne. Sprawdzałem dane miejsce, punkt od strony użytkownika, gościa i jeśli mi się spodobało, to dopiero później mówiłem, że jestem z polskiego biura podróży. Włosi bardzo lubią Polaków i mają świadomość tego, że mamy coraz większy udział w turystyce nad Gardą i te kontakty są później wynikiem relacji z tymi ludźmi. W Włoszech podstawą wszelkich kontaktów jest relacja – Włosi znają cię po imieniu, znają twoją rodzinę, wiedzą ile masz dzieci itd. To jest bardzo fajne, ale jednocześnie trzeba o te relacje dbać.
Jakie jest wasze ulubione miasteczko nad jeziorem Garda?
Wojtek: Bardzo lubimy jeździć do Padenghe sul Garda ze względu na położenie plaży, jej dostępność, długość itd. Poza tym jest nam dobrze tutaj, gdzie mieszkamy, czyli na południowym brzegu jeziora Garda, w Desenzano del Garda. Północna część jeziora Garda jest bardzo turystyczna, pocztówkowa, ale z kolei codzienne, całoroczne życie jest tam utrudnione. Trzeba pamiętać, że po sezonie w miasteczkach nad Gardą mieszka około 5 tys. osób albo i mniej. Na przykład tutaj, w Desenzano, mamy kilka szkół dla dzieci do wyboru, zaplecze, infrastrukturę, sklepy, kina czy baseny, więc żyje się tu o wiele wygodniej niż na północy.
Które pory roku nad Gardą są najlepsze na turystyczny przyjazd, a które najgorsze?
Wojtek: Tutaj nie ma kiepskich pór roku. W tym momencie, podobnie jak w przypadku pytania o najfajniejsze miasto, musiałbym dopytać: „A co chcesz robić?”. Na rowerze dobrze się jeździ nad Gardą nawet w styczniu, bo jest to miesiąc słoneczny i stosunkowo ciepły – w ciągu dnia temperatury sięgają 10 stopni. Zimy, jaką znamy z Polski tutaj nie ma. Nie ma mrozów, praktycznie nie ma śniegu, a jeśli już spadnie, to za chwilę znika. Zimą też jest lepsza przejrzystość powietrza, dzięki temu otaczające jezioro góry są bardzo wyeksponowane, a do tego wszystkiego dochodzą jeszcze zaśnieżone szczyty. Latem można uprawiać trochę więcej aktywności na świeżym powietrzu, ale jeśli ktoś uprawia sport, to może to tutaj robić właściwie przez cały rok.
Wasze dzieci urodziły się we Włoszech. W jakim języku rozmawiacie w domu?
Wojtek: W domu rozmawiamy po polsku i na pewno tak zostanie. Jednak jestem przekonany, że nasze dzieci mówią lepiej po włosku niż my, bo na co dzień porozumiewają się w tym języku w szkole i ze swoimi równieśnikami.
Żyjecie bardziej po włosku czy po polsku?
Wojtek: Jeśli chodzi o posiłki, to nie da się tutaj żyć po polsku, bo posiłki jada się we Włoszech w wyznaczonych godzinach. Śniadanie spożywa się zaraz po przebudzeniu, a obiad między 12.00 a 14.00, a kolację po 19.00. Wymusza to organizacja dnia we Włoszech. A poza tym chyba jednak żyjemy bardziej po polsku, bo myślimy po polsku, śnimy po polsku, marzymy po polsku, rozmawiamy po polsku, mamy polską mentalność.
A czego twoim zdaniem powinniśmy się od Włochów nauczyć?
Wojtek: Uśmiechu, dystansu, życzliwego podejścia do drugiego człowieka. To jest ta rzecz, na którą wielu naszych gości zwraca nam uwagę – że nie jesteśmy tak bardzo spięci. Może jest to spowodowane klimatem, faktem, że jest tutaj dużo słońca, no i że już trochę tutaj mieszkamy.
Jako mieszkaniec z kilkuletnim doświadczeniem dostrzegasz jakieś wady tego miejsca?
Wojtek: Może te wady nie dotyczą tego regionu, ale Włoszech jako kraju. Czasami przeszkadza ta włoskość, jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, bo życie we Włoszech też nie jest usłane różami. Załatwianie spraw w urzędach nie jest łatwe, ale takiej wady, która przeszkadzałaby mi w życiu we Włoszech nie jestem w stanie wskazać. Do biurokracji można się przyzwyczaić. Gdy się tutaj wprowadziliśmy, to była dla nas wielkim szokiem i wciąż wiele rzeczy nas zaskakuje, ale z czasem można nauczyć się to akceptować. Niektóre sprawy we włoskich urzędach muszą po prostu nabrać mocy (śmiech).
Dlaczego wybraliście Włochy jako kraj do zamieszkania, a nie na przykład Hiszpanię, Portugalię czy Grecję?
Wojtek: Powodem byli moi rodzice. Kiedy my zdecydowaliśmy się na wyjazd z Polski, to oni mieszkali tutaj już od ponad dziesięciu lat. Wiadomo, że jest łatwiej przyjechać do kogoś bliskiego, dlatego padło na Włochy. Moi rodzice mieszkają dość blisko, bo koło Brescii, więc widujemy się często i jest to bardzo fajne.
W Europie panuje teraz atmosfera niepewności związana między innymi z wojną w Ukrainie, podwyżką cen żywności, paliw albo też wciąż koronawirusem. To samo jest odczuwalne we Włoszech?
Wojtek: Ceny na pewno wzrosły w stosunku do poprzednich lat. Ja najbardziej odczuwam wzrost cen paliw, bo w tamtym roku tankowałem za 1,4 euro, a w tym roku za litr muszę zapłacić 40 eurocentów więcej. Czy to jest bardzo dużo? Trudno powiedzieć. Jest to odczuwalne, ale myślę, że w Polsce czuć to bardziej. Bo takie podwyżki zawsze trzeba odnieść do zarobków. A jeśli chodzi o politykę, to nie angażuję się w nią. Nie robiłem tego w Polsce i tym bardziej nie robię tego we Włoszech. Jedyne, co mogę na ten temat powiedzieć, to przytoczyć fakt, że średni czas rządów we Włoszech po II wojnie światowej wynosi około półtora roku.
Jakie macie plany na 2023 rok, jeśli chodzi o działalność Active Squad Italy?
Wojtek: Plany na rok 2023 są bardzo ambitne. Mam nadzieje już przed końcem 2022 zdradzić kilka szczegółów i niektórych projektów nad, którymi pracujemy od połowy roku. Pracujemy nad zupełnie czymś nowym. Czymś, czym mamy nadzieję wywrócić trochę rynek i zaskoczyć naszych gości, którym chcemy dostarczać nowych kierunków i rozwiązań. Dużo nowości, świeżości i wierzę, że nasz kluczowy projekt uda się zamknąć już przed początkiem sezonu letniego 2023.
Rozmawiała Marta Wiśniewska
Wojtek pomógł mi zorganizować tygodniowy wyjazd (2-9 kwietnia 2022 r.) nad Gardę po to, aby pojeździć na rowerze. Polecił miejsce, nocleg, wypożyczalnię rowerów i na miejscu służył wszelką pomocą – także w sprawach, które wymagały znajomości języka włoskiego. Polecam stronę internetową www.active-squad.pl oraz konto na Instagramie Pauliny i Wojtka: www.instagram.com/active.squad.italy
Ostatnio odwiedziłam jezioro Garda na początku października. Poniżej można obejrzeć vlog z miasteczka Limone sul Garda.