Jest 5 maja tego roku, około godz. 13:00. Temperatura przekracza 20 stopni Celsjusza. Z Renatą Pawłowską, autorką książki „Jezioro Garda. 158 km tras, przysmaków i ciekawostek”, spotykam się w restauracji La Roche w Brenzone sul Garda, na wschodnim brzegu jeziora. Jemy pranzo, czyli włoski obiad, a potem idziemy na spacer, podczas którego powstaje ten wywiad. Od wody dzieli nas dosłownie kilka metrów.
Jak pojawiły się w twoim życiu Włochy?
Przez mojego męża. Mieszkamy w regionie Wenecja Euganejska, niedaleko Wzgórz Euganejskich, które są bardzo mało znane, bo nie jest to turystyczne miejsce. Początki były trudne, bo musiałam przyzwyczaić się do innej mentalności i innego sposobu życia, ale teraz nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu. Pochodzę z Wrocławia, a więc z Dolnego Śląska. Zawsze mówię, że tam można poczuć trochę włoskości ze względu na cieplejszy klimat niż w innych miejscach w Polsce oraz zróżnicowanie kulturowe. Może więc byłam w jakimś sensie przygotowywana na mieszkanie we Włoszech (śmiech).
Dlaczego tak bardzo spodobało ci się Lago di Garda?
Bardzo lubię tereny nad jeziorem Garda, ponieważ stanowią połączenie jeziora i gór, a ja bardzo lubię góry. Poza tym jest tutaj wszystko – szlaki piesze, rowerowe, możliwość uprawiania różnych sportów, dobre jedzenie, piękne widoki, sympatyczni ludzie. Zawsze chciałam opisać Gardę. Marzyło mi się polskie spojrzenie na to miejsce, bo inaczej byłoby, gdyby na przykład Anglik napisał o Gardzie po angielsku – on z pewnością dostrzegłby coś zupełnie innego niż ja. Myślę, że moim atutem jako autorki jest to, że mieszkam tutaj od prawie 30 lat, więc zdążyłam dość dobrze poznać tutejsze zwyczaje i kulturę.
Myślisz, że ta książka byłaby inna, gdyby powstała na przykład dziesięć lat temu?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem. Z miejscami, w których bywam często nawiązałam wyjątkowe relacje i one na pewno różnią się od tych, które mam z innymi miejscami. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy byłam nad jeziorem Garda w ciągu ostatniego roku. To są prawie trzy dekady mieszkania we Włoszech i przez ten czas byłam tutaj przynajmniej kilka razy w roku. Nazbierało się tego trochę. Myślę, że dzięki temu łączy mnie z Gardą coś wyjątkowego.
Czasami spotykam się z opinią, że Garda została zdominowana przez niemieckojęzycznych turystów i przez to straciła urok. Co o tym sądzisz?
Trzeba pamiętać, że niektóre tereny należały kiedyś do Austro-Węgier, więc to warunkuje kilka kwestii. Warto zapoznać się z historią. Jednak według mnie jest to opinia nieco przesadzona. Teraz są tutaj Włochy i żyje się tutaj po włosku. Podobnie nie zgadzam się z opinią, że prawdziwe Włochy są tylko na południu. Fakt, że mieszkam tutaj już tyle lat sprawia, że nie mogę zgodzić się z takimi podziałami na “prawdziwe” i “nieprawdziwe” Włochy.
Jaki cel przyświecał tobie podczas pisania tej książki?
Chciałam podzielić się wiedzą, którą samodzielnie zdobyłam i pokazać miejsca oraz rzeczy bardziej nieoczywiste, które zainteresują też kogoś, kto był tu wcześniej. Docierają już do mnie sygnały, że niektórzy pod wpływem tej książki zmienili plany urlopowe, aby przyjechać nad Gardę i zobaczyć miejsca, które opisuję. To jest niesamowita satysfakcja, która wynagradza wyrzeczenia związane z pracą nad książką.
Rozmawiamy dosłownie kilka metrów od jeziora Garda, w miejscowości Brenzone sul Garda. Chwilę wcześniej zjadłyśmy obiad w restauracji La Roche. Dlaczego właśnie tutaj chciałaś się spotkać?
Dlatego, że lubię mniej znane miejscowości, które mają niepowtarzalny klimat. Tutaj także przyjeżdżają turyści, ale pomimo to miejscowość ta zachowała jeszcze swoją dziewiczość. Brenzone sul Garda składa się z kilku mniejszych miejscowości, takich klimatycznych przysiółków. W książce znalazło się dużo zdjęć z tego miejsca, co dowodzi temu, że jest ono bardzo bliskie mojemu sercu.
A które z tych najbardziej znanych i obleganych przez zwiedzających miast nad Gardą podoba ci się najbardziej?
Malcesine. Może dlatego, że to było pierwsze miejsce nad Gardą, do którego dotarłam. Tam nawet jak jest dużo turystów, to nie rzucają się aż tak bardzo w oczy jak chociażby w Limone sul Garda. Miasteczko wydaje się stosunkowo spokojne. Warto tu przyjechać nie tylko po to, aby wjechać kolejką na szczyt Monte Baldo, ale także, by pospacerować po tutejszej starówce. Można tam znaleźć wszystko, co we włoskich miasteczkach jest najlepsze, czyli tajemnicze zakątki, eleganckie kolorowe kamienice, małe placyki, doskonale zachowany zamek z wieżą, na której mieści się rewelacyjny punkt widokowy, mnóstwo butików i lokali, a ponadto promenady wzdłuż jeziora i urokliwy niewielki port, skąd warto wybrać się w jakikolwiek rejs – Malcesine z zamkiem z perspektywy łodzi wygląda spektakularnie! Tu każda uliczka, każdy kamień, każdy kąt aż proszą się o zdjęcie.
Twoja książka nie jest typowym przewodnikiem, bo przedstawiasz w niej Gardę widzianą oczami Renaty Pawłowskiej.
Tak, bo ja sama nie lubię suchych przewodników, które są – można powiedzieć – dla wszystkich i dla nikogo. W tej książce starałam się znaleźć równowagę pomiędzy przewodnikiem dla szerszego grona odbiorców a książką nieco bardziej niszową – dla tych, którzy podzielają mój punkt widzenia. Gdy rozmawiamy, książka jest na rynku od dwóch tygodni i te sygnały, które do mnie spływają potwierdzają, że moje zamierzenia się udały. Gdy pytałam znajomych Włochów, czy podoba im się okładka, to pytali mnie, gdzie zostało zrobione zdjęcie, które na niej się znajduje. To jest fajne, że udało mi się zaskoczyć samych Włochów. Takim moim małym marzeniem jest to, aby książka została kiedyś przetłumaczona na język włoski.
Zatem wychodzi na to, że wiesz więcej od Włochów o ich kraju niż oni sami (śmiech).
Coś w tym jest. Moi włoscy znajomi wiedzą, że mam bzika na punkcie podróżowania, zwiedzania, kuchni, więc kiedy wybierają się na urlop, pytają mnie o radę. W książce opisałam na przykład szlaki piesze czy trekkingowe, których niektórzy Włosi nie znają. Czasami mówią mi, jakie to jest śmieszne, że Polka pokazuje im Włochy (śmiech).
Jest w tej książce informacja, którą pozyskałaś od Włocha?
Generalnie wszystko odkryłam sama, ale jedyne, o czym nie wiedziałam to to, że szafran jest jednym z lokalnych produktów. Powiedział mi o tym właściciel Frantoio Montecroce w Desenzano del Garda.
Czy podczas pracy nad książką był moment, w którym poczułaś przesyt Gardy?
Nie, nie miałam takiego momentu. Mówi się, że nie starczy życia, żeby zobaczyć Włochy, a ja myślę, że na samą Gardę też może życia nie starczyć. Dziwię się, gdy ktoś mówi, że był dwa tygodnie we Włoszech i zobaczył wszystko. Jednak to wszystko zależy od człowieka – ja jestem bardzo wrażliwa na piękno, na sztukę, więc nie do końca rozumiem tego typu stwierdzenia.
To na zakończenie zadam proste i jednocześnie trudne pytanie. Co czujesz trzymając w ręku swoją najnowszą książkę?
To są uczucia, które nadal trudno jest mi opisać. Wiem, że wykonałam olbrzymią pracę, która kosztowała mnie naprawdę dużo energii. Sama przeszłam każdy centymetr opisanych w książce miejsc, zobaczyłam, przeżyłam, posmakowałam każdej potrawy. To wszystko nie jest łatwe i wymaga poświęceń. Teraz na pewno czuję satysfakcję, chociaż wciąż nie dowierzam, że to się udało.
Rozmawiała Marta Wiśniewska
Zapraszam do odwiedzania bloga Renaty Pawłowskiej – „Kalejdoskop Renaty” TUTAJ.
Renata Pawłowska jest również autorką książki pt. „Włochy. 111 przygód. Miasteczka, festiwale, szlaki i smaki”, która także ukazała się w wydawnictwie Pascal.