Rowerem nad jeziorem Garda – wiosna 2022

Wiosną 2022 roku wybrałam się nad jezioro Garda we Włoszech pojeździć na rowerze. Przez sześć dni eksplorowałam okolicę na rowerze szosowym, zyskując doświadczenie amatorskiego uprawiania kolarstwa za granicą. W tym artykule dzielę się z Wami moimi wrażeniami, trasami, zdjęciami oraz konkretnymi wskazówkami dotyczącymi rowerowego wyjazdu nad Gardę.

Wiosną 2022 roku wybrałam się nad jezioro Garda we Włoszech pojeździć na rowerze. Przez sześć dni eksplorowałam okolicę na rowerze szosowym, zyskując doświadczenie amatorskiego uprawiania kolarstwa za granicą. W tym artykule dzielę się z Wami moimi wrażeniami, trasami, zdjęciami oraz konkretnymi wskazówkami dotyczącymi rowerowego wyjazdu nad Gardę.

Dlaczego właśnie nad Gardę?

Od Lago di Garda rozpoczęła się moja przygoda z Włochami. Kiedy po raz pierwszy pojechałam na Półwysep Apeniński, to zawitałam właśnie nad to przepiękne jezioro. Jego wyjątkowe położenie z uwagi na otoczenie pasmem górskim Prealpi Gardesane sprawiło, że zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia i wiedziałam, że pewnego dnia wrócę tam, aby pojeździć na rowerze. Marzyłam o pokonywaniu tras wzdłuż jeziora, podziwianiu gór i zajeżdżaniu na espresso do malowniczych miasteczek, które znałam z wcześniejszych pobytów wakacyjnych. To wszystko spełniło się na początku kwietnia 2022 roku.

Organizacja wyjazdu

Rowerowy wyjazd nad Gardę pomógł mi zorganizować Wojtek z Active Squad Italy, z którym wywiad możecie przeczytać TUTAJ. Wybrał mi nocleg, odebrał i zawiózł na lotnisko, załatwił wypożyczalnię rowerów z rabatem 😉 oraz służył na miejscu wszelką pomocą. Mieszkałam w trzygwiazdkowym hotelu Doria w miejscowości Garda położonej na wschodnim brzegu jeziora i to właśnie tam znajdowała się moja baza wypadowa do wszystkich przejażdżek. Szosowy rower marki Focus wypożyczyłam z wypożyczalni Los Locos znajdującej się w miejscowości Lazise, oddalonej od Gardy około 5 kilometrów. Razem z Wojtkiem zdecydowaliśmy, że lepiej będzie zamieszkać na wschodnim brzegu Gardy, ponieważ jest to wygodniejsze miejsce do szosowych wypadów rowerowych. Na zachodnim lub północnym brzegu, w okolicach Limone czy Riva del Garda, teren jest trudniejszy, a poza tym znajduje się dużo tuneli, które są dość niebezpiecznym miejscem dla rowerzysty. Z uwagi na to, że wyjazd był zaplanowany na stosunkowo wczesną wiosnę, po zimie spędzonej w Polsce, to nie chciałam mieć do wyboru wyłącznie trudnych tras z wieloma podjazdami. Poza tym nie byłam pewna pogody, zwłaszcza w górach.

Mój wypożyczony Focus na promenadzie w miejscowości Peschiera del Garda

Wszystkie logistyczne decyzje okazały się trafne. Nocleg był wygodny, czysty, ciepły oraz świetnie zlokalizowany (kilkaset metrów od jeziora i centrum miasta) i mniej więcej w tej samej odległości znajdował się supermarket Coop. Miejscowość Garda jest nieco mniej urokliwa niż bardziej znane i prestiżowe Sirmione, Salò, Malceisne, Limone czy Riva, ale za to ma nieco bardziej rozbudowaną miejską infrastrukturę, w tym dworzec autobusowy, z którego dojedzie się do wszystkich wyżej wymienionych miasteczek. Jej kolejną zaletą jest urokliwa promenada i deptak, którym można dojść chociażby do kameralnego i niesłusznie niedocenianego Bardolino. Droga wiedzie nad samym brzegiem Gardy, więc taki spacer jest czystą przyjemnością. Jestem również zadowolona z Gardy jako starting point do moich rowerowych eskapad. Okolica była adekwatna do poziomu mojego wytrenowania, czyli mogłam rozpocząć przejażdżkę spokojnie, po płaskim i za jakiś czas udać się na podjazdy. Na zakończenie pogoda, której oczywiście nigdy nie można sobie zaplanować, ale w tej kwestii miałam szczęście – przez tydzień mojego pobytu nie spadła nawet kropla deszczu, a z dnia na dzień robiło się coraz cieplej. Zaczęłam od jazdy w temperaturach rzędu 13-15 stopni Celsjusza, a w ostatnich dniach pobytu termometry sięgnęły wartości nawet powyżej 20 stopni. Piękna wiosna oraz idealne warunki do jazdy na rowerze. 🙂

Na Via Don Gnocchi w miejscowości Garda

Dzień 1.

Pierwszego dnia „kręcenia” nad Gardą wyjechałam na przejażdżkę zapoznawczą. Zrobiłam to dopiero po godz. 17.00 i był to jedyny raz podczas całego pobytu, kiedy trochę zmarzłam. Godzina była późniejsza, nie świeciło słońce, więc gdzieś pod koniec zaczęły szczypać mnie lekko stopy i dłonie. Pojechałam szosą w kierunku Bardolino, a potem odjechałam w głąb lądu – przez Costermano sul Garda, Caprino Veronose i Cavaion Veronese. Popatrzyłam po drodze na piękne winnice i góry. To była dobra rozgrzewka.

Gdzieś w okolicach Affi

Dzień 2.

Drugiego dnia moim celem była miejscowość Peschiera del Garda, którą po raz pierwszy odwiedziłam w 2019 roku. Chciałam tam dojechać rowerem, wypić espresso i pojechać dalej. Z Gardy to 20 kilometrów w jedną stronę, jadąc główną i najprostszą drogą. Przejeżdża się między innymi obok Gardalandu w Castelnuovo del Garda, czyli takiego Disneylandu nad jeziorem Garda. Cel został spełniony – wypiłam kawę i ruszyłam z powrotem. Wracając zrobiłam jeszcze kółeczko – takie samo jak poprzedniego dnia, tylko w przeciwną stronę. Największą frajdę i solidną dawkę adrenaliny dostarczył mi zjazd na samym końcu przejażdżki. Bardzo go polubiłam, bo doprowadzał mnie dosłownie pod mój hotel. Na zdjęciu poniżej jestem na jednym z parkingów i zarazem punktów widokowych na tym zjeździe. Rzuciłam okiem na Gardę (miejscowość i jezioro) i pomknęłam do „domu” na obiad. W sumie zrobiłam 53 kilometry, a średnie przewyższenie wyniosło prawie 400 metrów. Na profilu tej przejażdżki dostępnym na moim koncie na Stravie możecie zobaczyć, że najtrudniejsza część tego treningu przypadła na moment, gdy odjechałam w głąb lądu. Tak właśnie jest w tej okolicy – płasko nad samym jeziorem i trudniej, gdy się od niego oddalamy.

Dzień 3.

Trzeciego dnia moim celem była romantyczna miejscowość Malcesine, którą także znałam z wcześniejszych pobytów. We wspomnianym 2019 roku płynęłam do niej statkiem z Limone sul Garda. Teraz bardzo chciałam dojechać tam rowerem. Udało się, chociaż tego dnia zaliczyłam jedyną podczas tego wyjazdu kraksę, która na szczęście skończyła się na stłuczonym łokciu i zdartym kolanie. Gdzieś w okolicy Torri del Benaco przy drodze stała śmieciarka. Widziałam ją z daleka, więc zaczęłam hamować, aby ewentualnie zatrzymać się i przepuścić jadące z naprzeciwka samochody. Po chwili zobaczyłam, jak rusza, więc uznałam, że odjeżdża, a ja mogę wrócić do prędkości, z którą się poruszałam. Jednak okazało się, że został jeszcze jeden worek, więc ponownie musiała się zatrzymać. I tak wjechałam w jej „pakę”… Jechałam w tym momencie z prędkością około 20 km/h, a więc na szczęście niezbyt szybko. Przewróciłam się na lewą stronę ciała i – jak wspomniałam wyżej – lekko się potłukłam. To sytuacja, której tak naprawdę nikt nie był winien – po prostu przytrafiło się, pechowy zbieg okoliczności. Pracownik wywożący śmieci podszedł do mnie natychmiast, położył rękę na ramieniu i zapytał: „Tutto bene?” Odpowiedziałam mu: „Bene, bene, grazie” i zeszłam na bok, aby ochłonąć i ruszyć dalej. Na rowerze nie czułam bólu – dopiero (jak to zwykle bywa) następnego dnia poczułam lekki dyskomfort, a gdy dojechałam na kawkę do Malcesine zobaczyłam, że krwawi mi kolano, więc jakoś tam je opatrzyłam i dalej w drogę. 😉

Na przedmieściach Malcesine

Z Gardy do Malcesine wiedzie droga położona nad samym jeziorem i urokliwymi, żwirkowymi plażami, a w pewnym momencie, po prawej stronie, na wyciągnięcie ręki ma się góry. Tego dnia była bardzo dobra przejrzystość powietrza, więc mogłam również podziwiać miejscowości znajdujące się na drugim brzegu. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że pod względem doznań wizualnych była to najpiękniejsza przejażdżka z całego wyjazdu. Nie odmówiłam sobie również wejścia do centrum średniowiecznego Malcesine – pełnego odrestaurowanych kamieniczek, kameralnych placów, portu oraz sklepów z pamiątkami, alkoholami czy lokalnymi przysmakami. Tam jednak czekał mnie spacer, bo w tych wąskich uliczkach charakterystycznych włoski znak bicicleta a mano mówi, że trzeba zejść z roweru i go prowadzić.

Przerwa na kawę w Malcesine

Wracałam tą samą drogą, tylko w samej końcówce odjechałam jeszcze w głąb lądu i zrobiłam pętelkę z podjazdem czwartej kategorii, który na Stravie nazywa się „pigno”. To 3 kilometry podjazdu o średnim nachyleniu 4,8%. Ta górka zaprowadziła mnie do miejsca z pięknymi widokami i ciekawym zjazdem po drodze przeznaczonej właściwie dla roweru górskiego. W sumie zrobiłam tego dnia 65 kilometrów, a łączne przewyższenie wyniosło 282 metry. Nie jest to zbyt dużo, ale do Malcesine pojechałam po ucztę dla oka, a nie spektakularne podjazdy.

Dzień 4.

Czwarty dzień był zdecydowanie najbardziej wymagający pod względem podjazdów. Po trzech dniach jeżdżenia uznałam, że jestem gotowa wybrać się w nieco trudniejszy teren, a więc – znowu – odjechać od jeziora. Jeśli wejdziecie na moją Stravę, to zobaczycie, że na profilu tej przejażdżki jest naprawdę sporo podjazdów. Doznań estetycznych oczywiście nie brakowało, ale przyznam szczerze, że tego dnia byłam bardziej skoncentrowana na pokonywaniu „hopek” i potrenowaniu niż na zwiedzaniu. Mało się zatrzymywałam i po prostu jechałam, aby zachować odpowiedni rytm. Polecam tę rundkę, jeśli ktoś ma ochotę umiarkowanie się zmęczyć i zwiedzić trochę okolicę, ale odpocząć trochę od atrakcji związanych z samym jeziorem. Szczegóły w linku do czwartego dnia na końcu tekstu.

Gdzieś na trasie niedaleko miejscowości Garda

Dzień 5.

Piątego, czyli de facto przedostatniego dnia, moim celem był elegancki kurort Sirmione, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Aby tam dojechać musiałam wybrać się w tę samą stronę, w którą pojechałam jadąc do Peschiera del Garda. Być może część z Was wie, że Sirmione leży na wysuniętym w głąb jeziora wąskim cyplu. Historyczne centrum oddzielone jest od reszty miasta fosą i żeby tam wejść, rower trzeba zostawić na specjalnym, płatnym parkingu dla rowerów. Nie zwiedziłam więc tego miejsca, ale pomimo to cieszę się, że odhaczyłam to miasto na swojej liście. Wrażenie zrobił na mnie dojazd do zabytkowego centrum, do którego prowadzi jedyna i bardzo długa droga, wzdłuż której znajdują się ekskluzywne hotele i restauracje. Muszę przyznać, że jadąc na rowerze w tym anturażu poczułam się trochę jak gwiazda Hollywood. 😉

W Sirmione

Dzień 6.

Ostatni akt mojego rowerowego pobytu nad jeziorem Garda był zaplanowany pod nagranie vloga dla portalu Naszosie.pl, który możecie obejrzeć TUTAJ. W związku z tym zdecydowałam się pojechać płaską, a więc sprzyjającą nagrywaniu trasą w stronę Malcesine i z powrotem. Wiedziałam, że mam zagwarantowane ładne widoki i w ogóle nie przeszkadzała mi ta swoista powtórka z rozrywki, ponieważ te widoki tak mnie urzekły, że mogłabym je oglądać bez końca. W dodatku zrobiło się bardzo ciepło – termometry pokazały ponad 20 stopni i nawet wiatr nie zmniejszał odczucia komfortowego ciepła. Wspaniale pożegnałam się z jeżdżeniem na rowerze nad jeziorem Garda – czułam się tak, jakby to miejsce mówiło do mnie: „Zobacz, jak tutaj jest wspaniale – wróć, kiedy tylko będziesz mogła”.

Po drodze do Malcesine

Oprócz tych 41 kilometrów, później zrobiłam jeszcze 10 do Lazise, aby oddać rower do wypożyczalni. Pamiętam, że gdy przejeżdżałam przez wspomnianą na początku artykułu promenadę w Gardzie, poczułam letni klimat – ludzie siedzieli w ogródkach lekko ubrani i zachowywali się jak w szczycie sezonu, a na kempingach po drodze było sporo zajętych miejsc. Zbliżała się wówczas Wielkanoc i wyraźnie było widać, że przybyło z tej okazji turystów, a zwłaszcza – jak to nad Gardą bywa – najczęściej z Niemiec.

Podsumowanie

Taki właśnie był mój pomysł na pierwszy rowerowy wypad nad jeziora Garda – nie wiem czy dobry, czy zły. Mnie się podobało i w sumie nie jestem w stanie wymienić minusów jazdy w tym miejscu. Myślę, że każdy, kto lubi amatorsko uprawiać kolarstwo powinien chociaż raz się tam wybrać. Polecam jednak zrobić to poza tzw. wysokim sezonem, ponieważ z doświadczenia wiem, że w ruchu, jaki panuje tam w lipcu i w sierpniu jeździłoby się bardzo trudno i niebezpiecznie. Byłam nad Gardą zarówno latem, wiosną oraz jesienią i zaręczam, że każda z tych pór roku ma swój urok. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że wiosną i jesienią jest jeszcze bardziej klimatycznie.

Myśląc o jeziorze Garda w kontekście roweru trzeba również pamiętać, że to miejsce jest przyjazne nie tylko kolarstwu szosowemu. Najwięcej możliwości stwarza amatorom MTB, ale także właściciel gravela, roweru turystycznego czy rodzina z dziećmi odnajdzie się w tym terenie i miło spędzi czas. Trzeba tylko odpowiednio dobierać trasy.

Linki do moich tras nad jeziorem Garda we Włoszech:

P.S. Jezioro Garda a kolarstwo zawodowe

W post scriptum jeszcze słówko o związkach Gardy z zawodowym kolarstwem. O Gardzie nie zapomina oczywiście wyścig Giro d’Italia. W edycji 2022 szesnasty etap startował z Salò. Na promenadzie następował start honorowy, więc zgromadzeni tam kibice mogli przez dłuższą chwilę podziwiać zawodników rozpoczynających bardzo trudny, górski etap – jeden z decydujących w całym wyścigu. Bliskość słynnych włoskich przełęczy jak Passo del Mortirolo czy Madonna di Campiglio również jest jedną z zalet tej okolicy. W Corsa Rosa 2023 kolarze odwiedzą jezioro Garda również podczas szesnastego odcinka – przejadą wówczas między innymi przez Limone sul Garda, Riva del Garda i Torbole. Może właśnie to zmotywuje Was, aby wybrać się w to miejsce? Czy połączenie kibicowania kolarzom z własnymi przygodami na dwóch kółkach nie byłoby czymś wspaniałym?

Oprócz Giro d’Italia nad Gardą odbywa się wiele wydarzeń rowerowych, w tym także wyścigów dla amatorów. Coraz częściej jeżdżą tam również kolarze, dla których jest to dobre miejsce do treningów. Kilka lat temu swoje zimowe zgrupowanie odbyła tam drużyna BORA-hansgrohe. Nad Gardą ma również dom Czesław Lang, były znakomity polski kolarz, a obecnie organizator Tour de Pologne.

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *