Vive La Vuelta – zapowiedź Vuelta a España 2023

Od 26 sierpnia do 17 września potrwa trzeci i zarazem ostatni wielki tour w sezonie, czyli Vuelta a España. Moi Czytelnicy wiedzą, że lubię Hiszpanię i kolarstwo, dlatego też tematu tego wyścigu nie mogło zabraknąć na łamach Periodista Marta. Niech ten artykuł rozbudzi Wasze apetyty i pozwoli zdobyć niezbędne informacje, zanim przystąpicie do śledzenia rywalizacji.

Od 26 sierpnia do 17 września potrwa trzeci i zarazem ostatni wielki tour w sezonie, czyli Vuelta a España. Moi Czytelnicy wiedzą, że lubię Hiszpanię i kolarstwo, dlatego też tematu tego wyścigu nie mogło zabraknąć na łamach Periodista Marta. Niech ten artykuł rozbudzi Wasze apetyty i pozwoli zdobyć niezbędne informacje, zanim przystąpicie do śledzenia rywalizacji.

Czym jest Vuelta?

Wyścig Vuelta a España jest jednym z najważniejszych i najtrudniejszych wyścigów kolarskich na świecie, a w Hiszpanii posiada miano kolarskiego sacrum. Jest jednym z trzech tzw. wielkich tourów, czyli wyścigów trzytygodniowych, które wymagają od swoich zwycięzców mocy, wytrzymałości oraz wszechstronności. Tour de France ma bezsprzecznie miano najbardziej prestiżowej kolarskiej imprezy na świecie, a Włosi z Hiszpanami z pewnością spierają się o to, czy ważniejsze jest Giro czy Vuelta.

Początek historii wyścigu sięga 1935 roku, kiedy to rozegrano pierwszą edycję. Od tamtego czasu Vuelta ewoluowała od wydarzenia, które walczyło o przetrwanie do takiego, na które spogląda cały sportowy świat. Droga do uzyskania statusu jednego z symboli kolarstwa była długa. Vuelta musiała pokonać rozmaite przeciwności losu, jak chociażby okres wojny domowej w Hiszpanii, trudne lata powojenne, rozmaite skandale czy skutki działań organizacji terrorystycznej ETA. Álvaro Calleja, autor książki La Vuelta a España. Kolarska corrida, pisze:

Kolarski wyścig Dookoła Hiszpanii od czasu powstania w 1935 roku może opowiedzieć historię kraju, który przeżył wszystko. Wraz z każdą edycją, a także z każdym rokiem bez niego, opisywał panoramę narodu, który – cokolwiek by się działo – zawsze jednym okiem patrzył na peleton, gdy rozpoczynał się wyścig.

W ostatnich latach prestiż wyścigu ewoluował. Wcześniej Vuelta była uznawana za pole do popisu dla hiszpańskich kolarzy albo jako arena do rewanżu dla tych, którzy nie zrealizowali swoich celów w Giro d’Italia oraz Tour de France. Teraz jest nieco inaczej. Zwycięstwa w hiszpańskim wielkim tourze ważą i są celem samym w sobie, także dla najlepszych kolarzy na świecie. Nie trzeba zbyt długo się zastanawiać, a wystarczy tylko podać przykład Remco Evenepoela albo nieco wcześniejszy – Chrisa Froome’a, który pomimo czterech zwycięstw w Tour de France i jednego triumfu w Giro chciał uzupełnić swoje palmarés o Vueltę. Dziś to wyścig, którego organizacja stoi na wysokim poziomie i który jest uzupełnieniem kalendarza wielkich tourów, a nie tylko dodatkiem.

Trasa w pigułce

Można powiedzieć, że trasa tegorocznej edycji Vuelta a España jest typowa dla tego wyścigu. Co to oznacza? A mianowicie małą liczbę kilometrów jazdy na czas, sporo gór i etapów wymagających od zawodników tzw. „eksplozywności”. Organizatorzy przyzwyczaili nas do otwierającej wyścig jazdy drużynowej na czas, która jest świetną okazją dla kibiców do zobaczenia ekip w całej okazałości – w sumie to taka prezentacja drużyn na bis, tylko już w akcji. Dla samych zawodników zaś to spory stres i wysiłek już na samym początku. Nie inaczej będzie tym razem w Barcelonie. Dystans to tylko 14,8 kilometra, więc nie powinien sprowokować dużych różnic czasowych, ale to nie oznacza, że nie trzeba być uważnym. We współczesnym kolarstwie, kiedy poszczególne części ekip (sprinterska, klasyczna, „wielkotourowa”) trenują razem pod określony cel, drużynowa jazda na czas nie jest prymarną kwestią. Na przestrzeni roku jest bowiem niewiele okazji, aby ją potrenować oraz spraktykować, a ponadto nigdy nie jest tak, że wszyscy członkowie składu dobrze czują się w tej dyscyplinie. Zobaczymy, jak Barcelona przyjmie Vueltę 2023 i jak kolarze powitają Barcelonę.

mapa ukazująca profil tegorocznej La Vuelty

Nie ma wątpliwości, że o losach klasyfikacji generalnej zdecydują góry. Autorzy trasy, czyli dyrektorzy techniczni, którymi są Fernando Escartín i Kiko García lubują się w ostatnich latach w odkrywaniu nowych, wcześniej nie wykorzystywanych podjazdów. W ten sposób Hiszpanie chcą chwalić się bogactwem swojego kraju i wyznaczać nowe trendy w kolarstwie. W tym roku jednymi z tych podjazdów będą chociażby Belagua, Puerto de la Cruz de Linares czy Collado de Caravaca de la Cruz. Chciałabym zwrócić szczególną uwagę właśnie na ten ostatni podjazd, który znajduje się na dziewiątym etapie. Co ciekawe, nie znał go sam Alejandro Valverde, który pochodzi z miejscowości oddalonej od niego o 80 kilometrów. To wspinaczka drugiej kategorii licząca 8,2 km i mająca średnie nachylenie 5,5%. „El Bala”, który zrobił rekonesans tego podjazdu dla dziennika „AS”, przyznał, że nie sądził, że jest on tak trudny. Z pewnością nie podpasuje każdemu zawodnikowi – dobrze będą się czuli na nim ci, którzy radzą sobie ze zmiennością rytmu. Na profilu poniżej dobrze widać liczne „hopki”, po których nierzadko bezpośrednio rozpoczyna się duża stromizna. Valverde powiedział, że podjazd ten przypomina mu szczyt Mas de la Costa, na którym wygrał w 2019 roku. Metę usytuowano na lądowisku dla helikopterów, które znajduje się na szczycie.

Zaskoczył mnie ten podjazd! Spoglądając na jego parametry myślałem, że jest łatwiejszy, ale on nie daje wytchnienia. Nachylenie nie odpuszcza, a ponadto są dłuższe i krótsze fragmenty zjazdów, przez co mamy do czynienia z ciągłą zmianą rytmu. To wymagający podjazd, który z pewnością da się niektórym we znaki. Nie sądzę, że na metę przyjedzie samotny kolarz – raczej grupka pięciu-sześciu zawodników – powiedział Alejandro Valverde dziennikowi „AS”.
profil podjazdu Collado de Caravaca de la Cruz

Jeśli chodzi o podjazdy, to trudno przeoczyć obecność takich legend jak chociażby Col du Tourmalet czy Alto de l’Angliru. W tym roku ziści się wreszcie niespełniony plan z 2020 roku, kiedy organizacji etapu we francuskich Pirenejach przeszkodziła pandemia. Organizatorom marzył się wystrzałowy etap z legendarnymi pirenejskimi przełęczami, który nie da kolarzom nawet chwili oddechu. Te marzenia spełnią się na trzynastym etapie, kiedy to kolarze podjadą pod takie przełęcze jak: Puerto de Portalet, Col d’Aubisque, Col de Spandelles i oczywiście Tourmalet. Piękna klasyka, prawda?

profil „pirenejskiego” 13. etapu La Vuelty

Zmagania z „Gigantem Asturii” siedemnastego dnia rywalizacji poprzedzi wspinaczka na Alto de Colladella (pierwsza kategoria) oraz Alto del Cordal (także pierwsza kategoria). Angliru kojarzy się z wielkim cierpieniem kolarzy na zawrotnych stromiznach, które kontrastuje z zielonymi pastwiskami Asturii, na których pasterze wypasają owce. Zwycięzca na metę przyjeżdża sam, bo na tak trudnym podjeździe nie ma mowy o grupce. To między innymi tam urzeczywistnia się moja osobista definicja kolarstwa, która jest opozycją piękna i cierpienia. Gdy myślę o Angliru, to mam przed oczami samotnego na linii mety Alberto Contadora w 2017 roku, który zwyciężając tam po raz drugi pożegnał profesjonalną karierę kolarską. Ponadto wygrywali tam” „Chava” Jimenez (1999), Gilberto Simoni (2000), Roberto Heras (2002), Alberto Contador (także w 2008 roku), Wout Poels (2011), Kenny Elissonde (2013) oraz Hugh Carthy (2020).

Na oddzielny akapit zasługuje etap numer dwadzieścia, który – o ironio – będzie najdłuższym w całym wyścigu (208 kilometrów). Organizatorzy postanowili nie dawać tego dnia szansy sprinterom czy harcownikom, dając jednocześnie spokój kolarzom walczącym w klasyfikacji generalnej. W zamian oferują niezwykle intensywne i trudne technicznie ściganie po paśmie górskim okalającym Madryt, czyli Sierra de Guadarrama. Do pokonania będzie dziesięć podjazdów trzeciej kategorii, które same w sobie nie są przesadnie trudne, ale złożą się na 4 tys. metrów przewyższenia i nie dadzą chwili oddechu, nawet na zjazdach. W porównaniu do Giro d’Italia i Tour de France jest to absolutne novum – żaden z tych wielkich tourów nie ma takiego finału wyścigu.

profil 20. etapu La Vuelty

Lista startowa w pigułce

La Vuelta 2023 zapowiadana jest jako edycja, która będzie cieszyła się jedną z najmocniejszych, jeśli nie najmocniejszą, listą startową w historii. Do pełni szczęścia brakuje tylko Tadeja Pogačara, który po wielkim wysiłku w pierwszej części sezonu postanowił zrezygnować ze startu w Hiszpanii. Swoją obecność potwierdzili ubiegłoroczny zwycięzca Remco Evenepoel (Soudal-Quick Step), triumfator dwóch poprzednich edycji Tour de France Jonas Vingegaard (Jumbo-Visma) oraz trzykrotny zwycięzca Vuelty Primož Roglič (Jumbo-Visma). To kolarze, którzy w ostatnich sezonach animują ściganie zarówno na Vuelcie, jak i w wielu pozostałych wyścigach. Jestem bardzo ciekawa, jak ekipie Jumbo-Visma sprawdzi się coś, co Hiszpanie nazywają bicefalia, czyli obecność dwóch wielkich liderów w jednym składzie. Tym bardziej, że duet VingegaardRoglič wydaje się połączeniem dwóch żywiołów – zarówno pod względem kolarskiej charakterystyki, jak i osobowości.

Teraz chciałabym się na chwilę zatrzymać przy drużynie Movistar, dla której Vuelta jest domowym i jednocześnie jednym z najważniejszych wyścigów w kalendarzu. Jej liderem będzie Enric Mas, który do tej pory był na Vuelcie trzy razy drugi – ostatni raz w ubiegłym roku. Według pierwotnego planu miał w tegorocznym Tour de France powalczyć przynajmniej o miejsce na podium, ale plany pokrzyżowała mu kraksa już na pierwszym etapie (stał się ofiarą śliskich baskijskich dróg). Właściwie od jesieni 2022 roku nie widzieliśmy kolarza z Majorki w optymalnej dyspozycji. Wówczas zaliczył znakomitą końcówkę sezonu – stanął na drugim stopniu podium Vuelty, wygrał Giro dell’Emilia, pokonując Tadeja Pogačara, i zajął drugie miejsce w Il Lombardia. Kariera Masa jest naznaczona pasmem różnego rodzaju niepowodzeń – upadków oraz problemów natury mentalnej. Gdy po raz pierwszy zajął drugie miejsce na Vuelcie (2018), jeżdżąc jeszcze u Patricka Lefevere’a, był postrzegany jako wielki talent i nadzieja Hiszpanów na zwycięstwa w wielkich tourach. Od tamtej pory wciąż czegoś mu brakuje, aby zrealizować te cele. Podczas ubiegłorocznej Wielkiej Pętli okazało się, że zmaga się z panicznym strachem przed zjazdami. Jego wycofanie po osiemnastym etapie było spowodowane zakażeniem koronawirusem, ale po wszystkim Mas zdradził, że coś zablokowało mu możliwość normalnego zjeżdżania, a więc nieodzownego elementu kolarskiego rzemiosła. Hiszpańska telewizja publiczna RTVE zrealizowała o tym świetny dokument zatytułowany „El clic. Reinicio de un campeón” (tłum. „Klik. Ponowne narodziny mistrza”), który traktuje o tym, jak przezwyciężył ten kryzys. Współpracował między innymi z psychologiem i Oscarem Sainzem, który uczy zawodowych kolarzy, jak poprawnie zjeżdżać. Polecam obejrzeć ten dokument, tylko zastrzegam, że jest po hiszpańsku i nie ma możliwości uruchomienia polskich napisów – link TUTAJ. Ta sprawa to lekcja tego, że zawodowi kolarze nie są robotami i że przyczyny porażki nie zawsze są widoczne w telewizyjnej transmisji.

Ta Vuelta to dla Masa ostatnia szansa na uratowanie nieudanego sezonu. Z racji tego, że jest Hiszpanem i jeździ w hiszpańskiej drużynie presja z pewnością jest duża. Zarówno to, jak i brak dni wyścigowych w nogach może stanąć mu na przeszkodzie rywalizowania o podium. Mas nie ścigał się od Tour de France, podczas gdy większość jego rywali znajduje się w wyścigowym rytmie. Do dyspozycji ma chyba najsilniejszy zespół, jaki Movistar może w tej chwili wystawić. W górach mogą go wspierać: Einer Rubio, Ruben Guerreiro, Carlos Verona i Jorge Arcas, a od wszelkiego złego chronić dobrze dysponowany mistrz Hiszpanii Oier Lazkano, doświadczony Nelson Oliveira oraz Iván García Cortina. Przy okazji Movistar zapewnił sobie plan B, bo bez wątpienia są to kolarze, którzy mogą powalczyć o etapowe zwycięstwa. Jestem bardzo ciekawa, czy tym razem Enric Mas także przeżyje odrodzenie oraz czy przebudowywana i przeobrażana ekipa Movistar będzie w stanie przejąć inicjatywę w swoim domowym wyścigu trzytygodniowym.

Nie ukrywam, że lubię Gerainta Thomasa (INEOS Grenadiers), ale poza moimi osobistymi sympatiami obiektywnie można stwierdzić, że jest to bardzo dobry i zarazem ciekawy kolarz. Wygrywając Tour de France 2018 ewoluował z kolarza torowego i specjalizującego się w klasykach do specjalisty od wyścigów etapowych. Pomimo to wciąż dysponuje szerokim wachlarzem umiejętności – potrafi jeździć na rantach, rozprowadzać, dobrze jeździ na czas. Pracuje ciężko i po cichu, czasami prześladuje go wielki pech, a innym razem jest tak dobry, że dziwi się cały świat. Jak chociażby w maju tego roku, kiedy to do samego końca walczył o zwycięstwo w Giro d’Italia, ulegając na ostatnim etapie jazdy na czas Primožowi Rogličowi. Do dyspozycji będzie miał całkiem silny zespół z wartościowymi pomocnikami w górach jak Laurens de Plus, Thymen Arensman czy Kim Heiduk oraz all-rounderami Filippo Ganną, Jonathanem Castroviejo i Omarem Fraile. Z całego serca życzę mu, aby powetował sobie porażkę z włoskiego przyczółka przy słoweńskiej granicy na Monte Lussari.

Czekam również na to, co w walce o klasyfikację generalną zaprezentuje inny reprezentant gospodarzy Juan Ayuso (UAE Team Emirates). 20-latek był trzeci w ubiegłorocznej edycji i wówczas zaraz po zakończeniu wyścigu deklarował, że w kolejnym roku przyjedzie walczyć o zwycięstwo, które jest jego marzeniem. Vuelta często była przyjazna popisom młodych zawodników, ale zważywszy na tak silną obsadę w tym roku Ayuso nie będzie miał łatwego zadania. Co-liderem w drużynie UAE Team Emirates jest João Almeida, co może nieco ściągać presję z młodego Hiszpana. Ayuso słynie z wielkiego oddania zawodowemu sportowi pomimo bardzo młodego wieku – zresztą widać to po wypowiedziach w wywiadach i jego stylu bycia, który czyni z niego pozornie starszego. W jednym z ostatnich wywiadów zdradził, że ma tylko cztery dni w roku, w których może jeść to, co chce. Od siedemnastego roku życia współpracuje z dietetykiem. Waży jedzenie i siebie. Uważa, że w sporcie nie da się odnieść sukcesu, jeśli nie będzie przykładało się wagi do diety. Aby jak najlepiej przygotować się do Vuelty zrezygnował ze startu w Giro i Tour de France. Dodatkowo motywuje go fakt, że Vuelta wyruszy z jego rodzinnej Barcelony.

Kolarstwo inspiruje do podróżowania, czyli dokąd warto pojechać

1. Barcelona

Stolica Katalonii to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia nie tylko przy okazji początku wyścigu Vuelta a España. Gran Salida Vuelty odbędzie się w tym mieście po raz drugi, ale w historii wyścigu etapy wyruszały z Barcelony pięćdziesiąt razy. Polecam wybrać się chociażby do dzielnicy gotyckiej (barrio Gotico), która świadczy o splendorze, jaki przeżywało to miasto w wiekach XIII- XV. Warto po prostu dać się zgubić w wąskich uliczkach i zakamarkach, a także zwiedzić katedrę Santa Eulalia, która jest jedną z wizytówek katalońskiej sztuki gotyckiej. Ponadto nie można pominąć takich atrakcji jak Las Ramblas, Plaza de Catalunya, Passeig de Colom czy Sagrada Familia. Barcelona ma również doświadczenie w organizacji wielkich imprez sportowych. W 1992 roku była gospodarzem Igrzysk Olimpijskich, w 1999 roku odbył się tam finał Ligi Mistrzów, w 2010 roku Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce, a także dwukrotnie organizowała mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym (1973, 1984). Wzgórze Montjuïc jest znane każdemu kibicowi kolarstwa i rokrocznie bywa areną batalii w wyścigu Volta a Catalunya.

2. Prowincja Murcja

Zamiast bardzo popularnego wybrzeża Costa Blanca i takich znanych wśród kolarzy amatorów miejscówek jak Denia, Benidrom czy Calpe polecam przy okazji jedenastego etapu, który wystartuje z Kartageny, wybrać do regionu Murcja. Słońce i morze – to dwa znaki rozpoznawcze tych okolic, w których przez trzysta dni w roku świeci słońce. Jednak plaża i morze to nie wszystko. Jedną z największych atrakcji jest La Manga de Mar Menor, czyli półwysep, który z jednej strony oblewa Mar Menor (Morze Mniejsze), a z drugiej Mar Mediterráneo, czyli Morze Śródziemne. Są również Gredas de Bolnuevo, czyli charakterystyczne grzyby skalne, oraz wiele innych atrakcji przyrodniczych, ponieważ region Murcja może poszczycić się dużą bioróżnorodnością.

3. Pampeluna

Z Pampeluny, stolicy prowincji Nawarra, wyruszy piętnasty etap Vuelty. Większości z nas miasto to kojarzy się przede wszystkim z gonitwami byków. Co roku w lipcu obchodzone jest tam święto San Fermín, podczas którego organizuje się tzw. encierro, czyli gonitwy z bykami po uliczkach miasta. Wydarzenie, którego nie może zrozumieć większość ludzi na świecie, przyjeżdża zobaczyć kilka tysięcy osób. Poza tym Pampeluna to miasto, które we wspaniały sposób łączy tradycję z nowoczesnością. Znajduje się tam wiele zabytków: kościołów, pałaców i muzeów, a także nawiązująca do wyżej wspomnianego wydarzenia Plaza de Torros, czyli arena do walk z bykami, na której obecnie organizowane są przede wszystkim wydarzenia kulturalne. W Pampelunie swoją siedzibę ma drużyna Movistar, a więc tego dnia wyruszy z domu. Kibicom hiszpańskiego składu z pewnością zapadł w pamięć pierwszy etap Vuelty w 2012 roku właśnie w Pampelunie, kiedy to podopieczni Eusebio Unzué wygrali jazdę drużynową na czas.

4. La Cruz de Linares

W materiale video na moim kanale YouTube, w którym opowiadam o sześciu etapach tegorocznej Vuelty (link poniżej), które zakończą się na podjazdach, zachwycam się podjazdem Puerto de la Cruz de Linares, który jest położony w Księstwie Asturia. Sama wspinaczka i jej okolice to tereny z piękną naturą, znane zarówno rowerzystom, jak i amatorom pieszych wędrówek. Jest tam mnóstwo szlaków, w tym bardzo znany Vía Verde de la Senda del Oso. Tymczasem w położonej nieopodal podjazdu Linares miejscowości Proaza można oglądać ciekawą średniowieczną wieżę, która świadczy o spuściźnie pozostawionej na tych terenach przez średniowiecze. Polecam również udać się na punkt widokowy Mirador de la Cruz de Linares, skąd przy dobrej pogodzie rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na góry Asturii.

Vuelta w mediach, czyli gdzie robić prasówkę o Vuelcie

Śledząc wyścig Vuelta a España wykorzystuję swoją znajomość języka hiszpańskiego i żeby zapewnić Wam informacje z pierwszej ręki czytam, słucham i oglądam przede wszystkim publikacje w języku Cervantesa. Oto kilka z nich:

1. Program „La Montonera” w hiszpańskim Eurosporcie, gdzie po każdym etapie dziennikarze podsumowują rywalizację, a także rozmawiają z reporterami i ekspertami obecnymi na miejscu, kolarzami czy dyrektorami sportowymi.

2. Śledzę informacje o wyścigu, jakie pojawia się w takich gazetach jak „AS”, „Marca” czy „El País”. To tradycyjna forma dziennikarstwa, ale – jestem przekonana – wciąż niezbędna.

3. Słucham oficjalnego podcastu La Vuelty (La Vuelta: podcast oficial), w którym także znajdują się podsumowania, analizy oraz wywiady z bohaterami wyścigu i ekspertami.

4. Bardzo lubię czytać newsletter, który przysyła magazyn „Volata”, czyli siostrzana gazeta anglojęzycznej wersji „Rouleur”. Dziennikarze starają się w ciekawy sposób opowiadać historie, które traktują nie tylko o rywalizacji, ale także o kulturze, podróżach i pracy dziennikarskiej przy kolarstwie.

Vive La Vuelta w tytule tego artykułu zaczerpnęłam z hasła, które promuje start wyścigu w Barcelonie. Ven a Barcelona, Vive La Vuelta. Przyjedź do Barcelony, przeżyj Vueltę. Nic dodać, nic ująć.

Zapraszam również na mój kanał YouTube, gdzie publikuję materiały video dotyczące tegorocznej edycji hiszpańskiej Vuelty. Tymczasem dostępny jest pierwszy z nich – sześciu etapach, które zakończę się na podjeździe.

A garść codziennych informacji na temat Vuelty, w tym przeglądy prasy i moje refleksje, znajdziesz w relacjach na moim profilu na Instagramie: @periodista.marta1992.

Inne publikacje o Vuelcie 2023:

Wywiad z Xabierem Murielem – dyrektorem sportowym, trenerem i biomechanikiem Movistaru –> https://www.periodistamarta.pl/la-vuelta-2023-wywiad-z-xabierem-murielem-biomechanikiem-i-trenerem-w-druzynie-movistar/

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *