Limone sul Garda po raz pierwszy odwiedziłam w sierpniu 2018 roku i była to klasyczna miłość od pierwszego wejrzenia. Od tamtej pory wracam tam rokrocznie, aby odkryć coś nowego i nasycić się unikatową atmosferą tego miejsca. Ten tekst piszę po mojej ostatniej wizycie, którą odbyłam we wrześniu bieżącego roku.
Dziś, o trzeciej rano, wyruszyłem z Torbole z dwoma wioślarzami. Wiatr był początkowo pomyślny, pozwolił na użycie żagli. O świcie ucichł i wstał piękny, choć pochmurny poranek. Minęliśmy Limone, którego cytrynowe gaje, tarasami schodzące po stoku góry, są obrazem zamożności i porządku. Gaj taki składa się z rzędów białych czworobocznych słupów, stojących w regularnych odstępach i wspinających się stopniami w górę. Na tych słupach leżą mocne belki, by w zimie można było osłonić rosnące między nimi drzewa. Łódź płynęła powoli, co sprzyjało kontemplowaniu i oglądaniu tych miłych oku szczegółów.
Tak pisał Goethe w swojej “Podróży włoskiej” o Limone sul Garda. Czytałam ten fragment wielokrotnie, ale przed tą podróżą raz jeszcze go sobie przypomniałam i pomyślałam, że będzie stanowił dobre otwarcie tego tekstu. Ponadto zainspirował mnie, aby po raz drugi wybrać się do muzeum cytryn, o którym piszę w dalszej części.
Limone przywitało mnie atmosferą odpoczynku po tak zwanym wysokim sezonie. Wieczorami promenada nazwana imieniem Marconiego była dość opustoszała, ale w ciągu dnia nie brakowało turystów, którzy licznie obsiadali kawiarniane stoliki z widokiem na Gardę. Pogoda zdawała się współgrać z atmosferą posezonowego wyciszenia, choć wciąż było przyjemnie ciepło, w wielu momentach świeciło słońce i tylko dwukrotnie padało. Jednak moja gospodyni Ines, o której więcej nieco niżej, szybko poinformowała mnie, że pogoda w tym roku generalnie jest bardziej kapryśna, to znaczy, że jest więcej deszczu, a latem z kolei było więcej burz. Nie znam szczegółów z oczywistych powodów, ale mogę dodać tylko tyle, że gdy byłam w Limone w ubiegłym roku w pierwszej połowie października, to było o wiele cieplej niż teraz w połowie września. Myślę, że to dowód na to, że w dzisiejszej rzeczywistości klimatycznej pytanie “kiedy najlepiej jechać nad Gardę” albo “jaka jest pogoda nad Gardą (i tu wstaw odpowiedni miesiąc)” są zupełnie bez sensu, bo warunki atmosferyczne są coraz mniej przewidywalne.
Jestem przekonana, że nasz sposób spędzania czasu w danym miejscu dość mocno zależy od tego, czy jesteśmy w nim po raz pierwszy, po raz drugi czy po raz wtóry. Ja postawiłam tym razem na chłonięcie atmosfery miejsca, tj. przesiadywałam na ławkach lub niespiesznie spacerowałam i obserwowałam jezioro, góry, miasteczko, słuchałam głosów centro storico, starałam się po prostu nasycić Limone sul Garda i być może dostrzec coś, czego wcześniej nie widziałam lub nie doceniałam. Było to możliwe dzięki temu, że znam już trochę to miasteczko i nie czułam potrzeby zwiedzania największych atrakcji czy zaglądania do każdego zakątka. Chciałam tam po prostu BYĆ. Wierzę, że chociażby recepcja krajobrazów, które nam się podobają, jest inna, gdy obserwujemy je nie pierwszy raz. Patrzymy bowiem na nie pozbawieni pierwszego uczucia zauroczenia, które – umówmy się – odbiera trochę rozum. A jeśli było odwrotnie, to znaczy jakiś widok nam się nie spodobał od pierwszego wejrzenia, to być może dłuższa obserwacja pozwoli dostrzec coś, co zmieni naszą opinię.
Mnie Limone sul Garda spodobało się od pierwszej chwili, ale mam wrażenie, że z czasem jestem bardziej świadoma unikatowego położenia tego miasteczka, jego znajdującej się na każdym kroku estetyki oraz dbałości władz i mieszkańców o to, aby nic tego nie zmieniło. Osadzona niemalże w górach starówka, przepiękna promenada, wszechobecne kwiaty i dekoracje oraz czystość ulic i uliczek budzi podziw i sprawia wrażenie, że spędzane tam wakacje są naprawdę bajkowe. W całym regionie jeziora Garda podoba mi się to, że każde miasteczko posiada swoją niepowtarzalną charakterystykę i może opowiedzieć odrębną historię. Jednak Limone zasługuje moim zdaniem na miano spettacolare, co podkreślał również wspomniany na początku tekstu Goethe oraz wiele innych znanych i mniej znanych osobowości, które znalazły się w tym miejscu.
Nie powiem, że przestrzenią Limone jestem nasycona dostatecznie, ale czuję, że jest to już dobry moment na to, aby otworzyć rozdział pod tytułem “Ludzie”. Chciałabym, żeby moje kolejne wyjazdy do Limone sul Garda zaowocowały rozmowami z mieszkańcami, sklepikarzami, pracownikami muzeów itp. Myślę, że moja własna opowieść o Limone sul Garda wymaga takiego właśnie dopełnienia. A zatem biorę się za szlifowanie języka włoskiego i do dzieła! Bo wspomniana Ines co prawda komunikuje się po angielsku, ale trzeba szczerze przyznać, że niemożliwe jest przejście z nią na wyższy poziom rozmowy. A jest to ciekawa osoba, bo hobbystycznie maluje, grała w lokalnym zespole i pracowała w informacji turystycznej. Na przykład na miejscowym boisku piłkarskim znalazł się ostatnio mural jej autorstwa. Jestem pewna, że opowiedziałaby mi wiele ciekawego o Limone sul Garda. Naprawdę muszę przyspieszyć z tą nauką włoskiego 😉
Jestem znużona i zniesmaczona blogerskim pisaniem o Włoszech. Italia stała się w ostatnim czasie bardzo popularna w Polsce. Chcemy do niej podróżować, jeść po włosku, uczyć się języka, chłonąć kulturę. Wykorzystują to blogerzy, którzy niemal codziennie podrzucają nam bajkowe krajobrazy i widzą ten kraj w samych superlatywach. Ostatnio autorka jednego bardzo popularnego bloga o Włoszech napisała, że z muzeum cytryn w Limone można podziwiać błękitną taflę jeziora, a w samym muzeum roztacza się piękny zapach cytrusów. To oczywiście bzdura, bo nie trzeba być italofilem, aby zrozumieć, że tafla wody nie zawsze jest błękitna, a cytrusy pachną intensywnie tylko w określonym czasie. To w sumie drobnostka, ale dobrze pokazuje, jak tego typu autorzy chcą opowiadać o Włoszech swoim odbiorcom. Ja takiej narracji nie kupuję i wolę chociażby takie publikacje jak te autorstwa Piotra Kępińskiego, z którym na Periodista Marta możecie przeczytać dwa wywiady. Jeden z nich, ten najnowszy, linkuję TUTAJ.
Tymczasem zapraszam Was do dalszej części tekstu, w której opisuję kilka wartych według mnie odwiedzenia miejsc. Miłej lektury – mam nadzieję, że będą to dla Was użyteczne informacje.
Kościół św. Rocha (Chiesa di San Rocco)
Trudno mi uwierzyć, że dopiero za wtórą moją wizytą w Limone odkryłam ten kościółek. A jednak. Chiesa di San Rocco jest umiejscowiony w starej części miasteczka, gdy idzie się w kierunku słynnej podwieszanej trasy pieszo-rowerowej. Trzeba wspiąć się do niego stromymi, kamiennymi schodami. Jest wspaniale wkomponowany w tamtejszy krajobraz, jakby wciśnięty pomiędzy skałę, centro storico a jezioro.
Jego budowę ukończono w 1536 roku. Mieszkańcy postanowili go wznieść jako podziękowanie za uniknięcie dżumy, która panowała w tamtym czasie w północnych Włoszech. Wewnątrz można podziwiać freski sprzed czterech wieków. W 1957 roku kościół odrestaurowano, naprawiając zniszczenia, jakim uległ podczas pierwszej wojny światowej. Wciąż odprawia się nim nabożeństwa, między innymi 16 sierpnia w dniu święta św. Rocha.
Oprócz walorów historycznych i artystycznych, Chiesa di San Rocco jest po prostu wspaniałym punktem widokowym na Limone sul Garda. Warto więc wdrapać się na jego malutki dziedziniec i kontemplować widok na miasteczko, jezioro i góry.
Limonaia del Castèl
Muzeum cytryn w Limone sul Garda jest jedną z największych atrakcji miasteczka. Odwiedzając to miejsce można zapoznać się z historią oraz sposobami uprawy cytrusów nad jeziorem Garda i z bliska zobaczyć te “białe czworoboczne słupy, na których leżą drewniane belki”, o których pisał Goethe. Możliwy jest spacer alejkami wśród drzewek cytrusowych oraz zapoznawanie się z tekstami czy fotografiami. Oprócz dużej dawki konkretnej wiedzy na ten temat, niewątpliwą zaletą jest położenie tego muzeum, co zapewnia niezwykłe doznania krajobrazowe. Myślę, że do opisu tego muzeum lepiej posłuży format video, więc zapraszam Was do mojego filmu, które znajduje się pod tekstem. Szczegółowe informacje o Limonaia del Castèl można znaleźć na stronie internetowej visitlimonesulgarda.com.
Albergo Ristorante Monte Baldo
Uważam, że restauracje są dość słabym punktem Limone sul Garda, ale podczas tego pobytu odkryłam jedną, która wydaje mi się godna polecenia. To Albergo Ristorante Monte Baldo (przy hotelu o tej samej nazwie, Via Porto 27/29), która oferuje kuchnię opartą na lokalnej spuściźnie i tradycji. W karcie dominują dania z rybami z jeziora Garda. Ja zdecydowałam się na jajeczny makaron domowej roboty z sardynkami z Lago di Garda i sosem z uprawianych tutaj cytryn. Porcja była nieduża, ale za to przepyszna! Trzeba zresztą pamiętać, że pasta we Włoszech to tzw. primo piatto, czyli pierwsze danie. I rzeczywiście, po tym makaronie zdecydowanie zostało miejsce w żołądku na secondo piatto. 😉 W video, do którego linkuję na koniec artykułu, można zobaczyć, jak wspaniale usytuowany jest jeden ze stolików.
Appartamenti Ariel
Na koniec “polecajka” noclegowa. Od początku moich pobytów w Limone zatrzymuję się w apartamentach Ariel, których gospodynią jest właśnie Ines. Można się z nią komunikować po włosku, niemiecku i angielsku. Ma do dyspozycji trzy apartamenty – zielony, pomarańczowy i niebieski. Ja zawsze wybieram niebieski, czyli usytuowany na samej górze, na poddaszu, ponieważ z jego okienek roztacza się wspaniały widok na Gardę. Jednak dla niektórych minusem może być to, że aby do niego wejść, trzeba pokonać dużo schodów. Appartamenti Ariel są wygodne, schludne, mają potrzebne na co dzień wyposażenie oraz są bardzo czyste. Są również świetnie zlokalizowane – w samym sercu historycznego centrum i tuż obok promenady. Zaletą jest również to, że Ines dysponuje bezpłatnym miejscem parkingowym dla gości na wielopoziomowym parkingu. Niebieski apartament możecie w szczegółach zobaczyć w video poniżej.
Appartamenti Ariel, Via Monsignor Daniele Comboni, 25010 Limone sul Garda, BS, Włochy. Najlepiej kontaktować się za pośrednictwem WhatsApp: +39 333 905 2517.
Poniżej znajduje się mój vlog z Limone sul Garda, który stanowi wizualne uzupełnienie tego artykułu. Zapraszam do oglądania!
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł oraz to, co robię w ramach Periodista Marta, to może wpłacić mi dowolną, JEDNORAZOWĄ kwotę za pośrednictwem Suppi. Wystarczy, że zeskanujesz QR kod poniżej.