Rozmowa z korespondentem hiszpańskiego radia publicznego w Rzymie

Zapraszam do przeczytania rozmowy z Jordim Barcią - korespondentem hiszpańskiego radia publicznego (Radio Naciónal de España) w Rzymie. Spotkałam się z nim 14 stycznia br. w siedzibie RNE w Watykanie, która mieści się przy Via della Conciliazione, tuż obok Placu św. Piotra.

Zapraszam do przeczytania rozmowy z Jordim Barcią – korespondentem hiszpańskiego radia publicznego (Radio Naciónal de España) w Rzymie. Spotkałam się z nim 14 stycznia br. w siedzibie RNE w Watykanie, która mieści się przy Via della Conciliazione, tuż obok Placu św. Piotra.

Dlaczego opuściłeś Londyn i rozpocząłeś pracę korespondenta w Rzymie? 

Nie mogłem zostać w Londynie, ponieważ korespondenci zagraniczni w RNE mogą pracować w danym miejscu maksymalnie przez sześć lat. 

To ciekawe. Dlaczego tak jest? 

Te regulacje zostały wprowadzone w 2014 roku, czyli właśnie wtedy, kiedy ja rozpocząłem pracę w Londynie. Wcześniej nie było żadnych ograniczeń. W związku z tym, rozpoczynając pracę w Anglii, wiedziałem, że po sześciu latach będę musiał stamtąd wyjechać. Nieustannie toczy się debata na temat tego, co jest lepsze – czy pozwolić zostać korespondentom w danym miejscu dłużej, czy częściej przeprowadzać rotację. Wszystko ma swoje wady i zalety. Dobra znajomość kraju z pewnością pomaga w pracy, ale z drugiej strony może spowodować, że korespondent traci obiektywne podejście i staje się stronniczy. Adaptacja do danego miejsca sprawia, że inaczej spoglądasz na pewne sprawy i nie zawsze widzisz negatywne aspekty, a praca korespondenta polega przecież na tym, aby objaśniał swoim odbiorcom dany kraj w możliwie najbardziej obiektywny sposób. Trudno jest to wszystko wyważyć. 

Tobie jednak przyszło zamienić Londyn na Wieczne Miasto. 

Tak. Mniej więcej po pięciu latach w Londynie musiałem zacząć zastanawiać się, dokąd się udam i wówczas pojawiła się opcja Rzym. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony, przede wszystkim z tego powodu, że bardzo dobrze czułem się w Londynie – to miasto jest moim drugim domem i nadal noszę je w sercu. Rzym różni się od Londynu w bardzo wielu aspektach. Jednak dla korespondenta jest to wyzwanie – trzeba wyjść ze strefy komfortu, zacząć wszystko od nowa, przeprowadzić się do nowego miejsca, nauczyć się nowych rzeczy, nowego języka (bo w tamtym momencie nie znałem włoskiego zbyt dobrze), zobaczyć, jak się w tym kraju żyje, myśli, rozumuje. Nie jest to łatwe, ale ja lubię poznawać nowe kultury, miejsca i języki, więc z chęcią przyjąłem tę ofertę i przyjechałem do Rzymu.

Poza zmianą życia zawodowego, przenosząc się do innego państwa, trzeba również od nowa budować życie prywatne. Było to dla ciebie trudne? 

Nieczęsto się o tym rozmawia w kontekście pracy korespondentów, więc jestem ci wdzięczny za to pytanie. W moim przypadku przeniosłem się z żoną i dziećmi, więc musieliśmy znaleźć dla nich szkołę czy mieszkanie spełniające nasze potrzeby, a to wszystko nie jest takie proste. Czasami trudności sprawiają tak banalne rzeczy, jak podpisanie umów na prąd czy internet, i wcale nie poprzez barierę językową, tylko z powodu odmiennych zwyczajów panujących w danym kraju. Np. tutaj, we Włoszech, ktoś powie ci: “W porządku, przyjdę jutro i zrobię ci to”, ale ostatecznie w tym dniu nikt się nie pojawia. Wówczas zastanawiasz się, co się dzieje, o co chodzi. To wszystko jest bardzo skomplikowane. Nam bardzo pomogły kontakty z innymi korespondentami, którzy wcześniej pracowali w Rzymie, ponieważ doświadczyli tych samych problemów. Udzieli nam wielu cennych rad, za co jestem im bardzo wdzięczny. Ponadto naszej rodzinie pomogło to, że dzieci chodzą do szkoły, w której ma się kontakt z tzw. zwykłym życiem. 

Istnieje pewne podobieństwo kultur pomiędzy Włochami a Hiszpanią – oba kraje wywodzą się z kultury śródziemnomorskiej, mają ciepły, przeważnie słoneczny klimat, ludzie lubią spędzać czas poza domem, są otwarci. Pomogło ci to zaadaptować się we Włoszech? 

Przyznam ci szczerze, że po sześciu latach spędzonych w Londynie początki nie były łatwe. Denerwowałem się np., że nie pada deszcz, potrzebowałem więcej wilgotności w powietrzu (śmiech). Czekałem na zmianę pogody, a tu każdego dnia słońce, słońce, słońce… Musiałem się do tego przyzwyczaić. Życie pomiędzy dwoma krajami – Hiszpanią i Londynem sprawiło, że zacząłem zauważać inne aspekty życia. Np. w Londynie możesz prowadzić swoje życie jak chcesz, nikt nie zadaje tobie bezpośrednich pytań, a tutaj wygląda to zupełnie inaczej. Włosi zagadują cię o prywatne sprawy, wszystko o tobie wiedzą, gdy przyjdziesz po raz drugi do tego samego sklepu, to mówią po imieniu, jakby znali cię całe życie. To pomaga się zintegrować, ale z drugiej strony na początku wprowadziło to nas w pewne zakłopotanie. Ponadto nasza sytuacja była dość szczególna, ponieważ przyjechaliśmy do Rzymu w 2020 roku, czyli w czasie pandemii Covid-19 i nie mogliśmy od razu zobaczyć prawdziwych Włoch czy prawdziwego Rzymu. Myślę, że z podobnymi rzeczami mierzą się wszyscy, którzy pracują za granicą, jednak my, korespondenci, musimy być czujni, aby nie zamknąć się w dziennikarskiej bańce. Trzeba z niej wyjść, aby lepiej poznać kraj, w którym pracujemy. 

W Hiszpanii jest duże zainteresowanie tym, co dzieje się we Włoszech? 

Tak, bardzo duże. 

Dlaczego? 

Bo Hiszpanie postrzegają Włochy jako kraj bratni, a jeśli nie bratni, to jest to dla nas przynajmniej taki kuzyn (śmiech). A dlaczego? W dużej mierze z powodów, które wymieniłaś wcześniej – pewnej otwartości, podobnego charakteru, sposobu życia, podobieństwa klimatu itd. Natomiast jeśli chodzi o polityczny punkt widzenia, to Hiszpanie uważają, że to, co wydarza się we Włoszech na arenie politycznej, za chwilę stanie się udziałem Hiszpanii. Teraz dużo się mówi o populizmie, o Donaldzie Trumpie czy Brexicie, ale pierwszym wielkim populistą był były premier Włoch Silvio Berlusconi. Zawsze więc uważnie przyglądamy się temu, co dzieje we Włoszech i świadomi tego są również moi szefowie w radiu.  

Gdy jest się korespondentem w Rzymie, trzeba jeszcze dostarczać informacji z Watykanu. Jest to z pewnością dodatkowe wyzwanie. Z polskiego punktu widzenia mogę powiedzieć, że zwłaszcza za czasów pontyfikatu Jana Pawła II informacje z Watykanu i Rzymu były w Polsce bardzo pożądane. 

Tak, w rzeczywistości jest to podwójna korespondencja. Rzym jest jakby podwójnym miastem – np. Hiszpania ma swoją ambasadę w Rzymie i w Stolicy Apostolskiej z dwoma niezależnymi ambasadorami. Wracając na chwilę do postaci Jana Pawła II, to muszę powiedzieć, że jest on tutaj wciąż niesamowicie popularny. Rozmawiamy teraz przy Via della Conciliazione, bardzo blisko Placu św. Piotra, i jeśli przejdziesz się po okolicy, to zobaczysz w sklepach wiele pamiątek z wizerunkiem Jana Pawła II. Karol Wojtyła nadal jest dla Włochów jak ojciec, pozostawił w sercach i umysłach Włochów duży ślad. 

Wracając do mojej pracy. To wszystko sprawia, że praca korespondenta w Rzymie jest jeszcze bardziej wymagająca. Rzym jako miasto, stolica Włoch i Watykan, Stolica Apostolska, funkcjonują całkowicie odmiennie. Stolica Apostolska jest nieprzezroczysta, przez co ciężko jest poinformować o tym, co się tam dzieje. To są z reguły jakieś plotki, domysły, nigdy nic nie jest jasne. To komplikuje pracę dziennikarską, ale jednocześnie stanowi wyzwanie. 

Rozmawiamy zaledwie kilkanaście dni po pogrzebie emerytowanego papieża Benedykta XVI. Opowiedz, jak wyglądała twoja praca przy tym wydarzeniu. 

Alarm został wszczęty po tym, jak papież Franciszek powiedział, że Benedykt XVI jest bardzo chory. W tym momencie wszyscy korespondenci zostali postawieni w stan gotowości, a ci, którzy przebywali na wakacjach natychmiast wrócili do pracy. Ja byłem na miejscu, ponieważ RNE jako nadawca publiczny ma obowiązek transmitowania bożonarodzeniowego błogosławieństwa Urbi et Orbi. Zresztą podobnie jak Wielkim Tygodniu, kiedy to także muszę być na miejscu. Moje wakacje są więc uzależnione od kalendarza liturgicznego. Miałem więc w tym przypadku szczęście, bo nie musiałem wracać do pracy w pośpiechu. Chciałbym w tym momencie podkreślić, że będę opowiadał o tych wydarzeniach wyłącznie z perspektywy zawodowej, a nie moich osobistych odczuć czy emocji. W momencie, kiedy papież Franciszek poinformował o pogarszającym się stanie zdrowia Benedykta XVI, pozwolono nam przygotowywać materiały, które przydadzą się na wypadek jego śmierci. Wszyscy wiedzieliśmy, że ten moment zbliża się nieuchronnie. Przyjechał do nas jeden dziennikarz do pomocy i osoba odpowiedzialna za sprawy techniczne. Rozpoczęliśmy przygotowywanie reportaży, zaczęliśmy kontaktować się z ekspertami, z którymi umawialiśmy się na rozmowy niezbędne do przeprowadzenia po śmierci Benedykta XVI i przez to nie było ani jednego spokojnego dnia. Kiedy już papież emeryt odszedł, rozpoczęliśmy nadawanie programu specjalnego, który trwał około dwóch godzin. Najpierw rozmawialiśmy z ekspertami, później zaczęliśmy podawać coraz więcej szczegółów dotyczących pogrzebu, cytowaliśmy wypowiedzi Franciszka. Ta audycja działa się w czasie rzeczywistym, tzn. mówiliśmy o tym, co się w danym momencie działo, z minuty na minutę. Bez wątpienia śmierć Benedykta XVI oznaczała dla mnie jeden z najbardziej intensywnych momentów podczas mojej dotychczasowej pracy w Rzymie.

Jest jeszcze jakieś inne wydarzenie, które mocno utkwiło ci w pamięci? 

Doskonale pamiętam to wszystko, co działo się na początku pandemii. Miałem dużo pracy z powodu, o którym wspominałem tobie wcześniej – restrykcje, które wprowadziły Włochy, były później wprowadzane w Hiszpanii, więc Hiszpanie obserwowali to, jak zachowują się w tej sytuacji włoskie władze. Inne wydarzenie to wybory, w których zwyciężyła partia Bracia Włosi z Giorgią Meloni na czele – pierwszą kobietą na tym stanowisku w tym kraju, reprezentującą skrajną prawicę. Bardzo cieszyłem się również z wyjazdu na wyścig Il Lombardia, na którym się poznaliśmy. Bardzo lubię kolarstwo i nie mam zbyt wielu okazji, aby mówić o tej dyscyplinie sportu na antenie radia, więc byłem bardzo zadowolony, że otrzymałem taką możliwość. Dużo satysfakcji przyniosła mi również służbowa podróż do Wenecji podczas klimatycznego szczytu COP26 w Glasgow. Pojechałem tam zrobić reportaż o podnoszącym się poziomie morza. W Wenecji jest to mocno zauważalne, wenecjanie doświadczają tego na co dzień. Musieli zbudować zaporę wartą miliony euro. Zmiana klimatu jest jednym z naszych największych wyzwań na kolejne lata, więc pojechanie do miejsca, gdzie jej skutki są namacalne, zrobienie o tym materiału i opowiadanie o tym w radiu było dla mnie przywilejem. Byłem również na festiwalu filmowym w Wenecji. Mówiąc szczerze wyobrażałem sobie, że pojadę tam na takie „pracujące wakacje”, będę obserwował gwiazdy kina, chłonął tę atmosferę itd., a rzeczywistość była taka, że od rana do nocy oglądałem filmy. Równocześnie musiałem przygotowywać programy do radia, w których o nich opowiadałem, więc oznaczało to, że nie miałem ani jednego momentu oddechu. 

Opowiedz, jak wygląda twój normalny dzień w pracy. Rozmawiamy w sobotę i wyobrażam sobie, że w poniedziałek znowu przyjdziesz tutaj, do siedziby radia w Watykanie. Co będziesz robił? 

Wstaję codziennie o godz. 6:30 i pierwsze, co robię to siadam przed komputerem i przeglądam dzienniki. Są to: “Corriere della sera”, “La Repubblica” i “La Stampa”. Odbieram również newsletter, dzięki któremu wiem, co ważnego wydarzy się następnego dnia. Po tej lekturze przygotowuję sobie plan najważniejszych według mnie wydarzeń, zapisuję terminy ewentualnych konferencji prasowych – generalnie jest to taka praca organizacyjna. O godz. 8:00 mamy zdalne kolegium wszystkich naszych korespondentów oprócz korespondenta w Stanach Zjednoczonych, który o tej porze śpi. Łączymy się z Londynem, Paryżem, Brukselą, Rzymem, Jerozolimą i Berlinem. Jest z nami nasz szef, opowiadamy mu, jakie wydarzenie jest naszym zdaniem warte uwagi. Później on ma kolegium w naszej redakcji i przedstawia nasze tematy. Następnie, do godziny 10:30, informuje nas, co go interesuje i czym mamy się tego dnia zająć. W podejmowaniu tej decyzji uczestniczy również szefowa serwisów informacyjnych oraz redaktorzy poszczególnych bloków informacyjnych nadawanych w ciągu dnia. Otrzymujemy informację, jak długi materiał mamy przygotować – czy ma trwać dwie minuty czy więcej, jaką ma przybrać formę, czy ma zostać przygotowany na ten dzień czy na inny. W tym czasie, do godz. 11:00, mam czas na wzięcie prysznica, zjedzenie śniadania, ubranie się i przyjście tutaj, do redakcji, bo tę pierwszą część mojej pracy wykonuję w domu. Wówczas zaczynam przygotowywać materiały, dzwonić do rozmówców itd.. Czasami muszę również pojawić się w parlamencie, chociaż zazwyczaj wystarczy, jeśli oglądam transmisję z obrad w Internecie. Czasami zdarzają się oczywiście dni, które burzą wszystkie schematy. Np. we wtorek miałem być na konferencji prasowej w Pompejach, co oznaczało, że o szóstej rano musiałbym wyjechać z Rzymu. Ostatecznie na nią nie pojechałem, ale takie sytuacje również się zdarzają.

Jordi Barcia w swoim biurze w Watykanie / fot. Marta Wiśniewska

Pierwszy ważny serwis informacyjny mamy o 8:00 rano i czasami bywa, że muszę opuścić kolegium redakcyjne i na żywo opowiadać o jakimś temacie na antenie. Później o 9:45 w Radiu 5, czyli naszej stacji informacyjnej, mamy zagraniczny serwis informacyjny, z którym łączymy się prawie zawsze. I kolejne są o 14:00 oraz o 20:00. W tym tygodniu mieliśmy na przykład publikację książki osobistego sekretarza Benedykta XVI, więc musisz przeczytać tę książkę, ale jednocześnie potrzebujesz na to czasu. To jest bardzo zróżnicowana praca. Czasami jej częścią jest też po prostu spotkanie się z kimś na kawie, aby zawrzeć kontakty. Bywa, że tego dnia ta osoba nie powie ci nic konkretnego, ale może zdarzyć się sytuacja, w której będziesz musiał do niej zadzwonić i powiedzieć, że potrzebujesz informacji o temacie, o którym rozmawialiśmy na kawie. Wolne mam mniej więcej od 21:00, chociaż i tak zawsze muszę być pod telefonem. Idę spać ok. 22:30 i kolejnego dnia wszystko zaczyna się od początku. 

A co dzieje się w sytuacji, w której np. budzisz się rano, boli cię gardło i nie możesz mówić? Można mieć w tej pracy jakieś wolne dni?  

Szukam kawałka drewna, aby odpukać, ale na szczęście prawie w ogóle nie zdarzają mi się takie sytuacje, a jak wiadomo problemy z głosem są dla dziennikarza radiowego prawdziwą katastrofą. Gdy zachorowałem na Covid, bardzo kręciło mi się w głowie i nie mogłem wstać z łóżka. Zadzwoniłem do szefa i powiedziałem: “Przykro mi, ale nie mogę dzisiaj pracować, nie dam rady”. Mój szef zazwyczaj odpowiada, żeby się nie martwić, że ktoś mnie zastąpi. Zawsze jest ktoś w redakcji w Madrycie, kto będzie czuwał na wypadek, gdyby wydarzyło się coś ważnego. Zależy też, co tobie dolega, bo jeśli złamiesz nogę, to nie ma przeszkód, żeby pracować. Nikt w radiu nie widzi twojej nogi. Znaczną część pracy wykonuję w domu czy w biurze, więc nie ma problemu, aby ze złamaną nogą nagrywać dźwięki czy pisać coś w komputerze. To jest praca, która wymaga pełnego poświęcenia – musisz być gotowy 24 godziny przez 7 dni w tygodniu. Jeśli coś wydarzy się o 3 rano, np. umrze jakaś znana osoba, musisz być do dyspozycji. W weekendy również muszę być pod telefonem i czasami pracować. Głowa nigdy nie odpoczywa. W związku z tym całkowitym zaangażowaniem, nasi szefowie rozumieją, że czasami potrzebujemy mieć spokojny poranek, żeby pójść na zakupy, kupić coś do ubrania albo pralkę. Na co dzień trudno jest znaleźć czas na takie rzeczy. Jeśli jednak zdarza się dogodny moment, mogę powiedzieć swojemu przełożonemu, że muszę iść kupić sobie buty czy pralkę i on z pewnością odpowie, że nie ma żadnego problemu. 

Chciałbyś w przyszłości pracować jako korespondent w jakiejś innej dużej stolicy, w Europie lub poza nią? 

Nie wiem, czy mam ci odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy marzyciela czy realisty, bo mógłbym wymienić miasto, w którym RNE nie ma korespondenta. Zawsze podobał mi się Berlin, no i chciałbym wrócić do Londynu, w którym notabene jest duża polska społeczność. Gdy tam pracowałem, miałem bardzo dobre relacje z polskimi korespondentami. To, co jest w Londynie charakterystyczne i jednocześnie paradoksalne to fakt, że pomimo populacji liczącej 8 milionów mieszkańców, każdy może znaleźć swój Londyn. Nie ma jednego Londynu. Możesz być ortodoksyjnym Żydem, muzułmaninem, chrześcijaninem i znajdziesz swoje miejsce. Rzym jest bardziej jednolitym miastem – narzuca w pewnym sensie swój styl życia. Musisz jeść określone posiłki o wyznaczonych godzinach i jeszcze odpowiednio je przygotować. Nie możesz np. ugotować makaronu Carbonara albo Amatriciana w inny sposób niż robią to Włosi, bo od razu stajesz się dla nich wrogiem numer jeden (śmiech). Staram się to zrozumieć, bo jest to część włoskiej tożsamości i trzeba to szanować.

Zamierzasz wrócić kiedyś do pracy “zwykłego” dziennikarza, nie być już korespondentem, tylko pracować w redakcji w Madrycie czy w Barcelonie? 

Ale pytanie! Łatwe pytanie, na które jest trudna odpowiedź. Tak, jak powiedziałem – bardzo lubię poznawać nowe kultury, nowe osoby, ale w miarę, gdy stajesz się bardziej dojrzały, rozpoczynanie wszystkiego od początku jest trudniejsze. Niby możesz przeprowadzić się do innego kraju i nie zaczynać od zera, tylko żyć ze swoimi rodakami, którzy są mniejszością, ale – tak, jak już wspominałem – moja praca wymaga zaangażowania, wyjścia z bańki. Gdybym tego nie zrobił, czułbym, że nie jestem w stanie sprostać odpowiedzialności, jaka na mnie spoczywa. Jeśli pojawiłaby się propozycja przeprowadzki do innego kraju, na pewno musiałbym to rozważyć i podjąć odpowiednią decyzję. Ja nigdy nie pracowałem w Madrycie. Pochodzę spod Barcelony, gdzie mamy małą redakcję, liczącą około dwudziestu osób, a w Madrycie pracuje kilkaset osób. Jako korespondent pracuję właściwie sam, więc gdybym miał przejść do zespołu który żyje zupełnie innym rytmem, z pewnością byłoby to dla mnie dużym wyzwaniem i na początku stanowiłoby spory trud. Zatem jeśli już miałbym wrócić do Hiszpanii, to chciałbym wrócić do Barcelony, bo jestem Katalończykiem, znam język kataloński i ewentualnie tam mógłbym zakończyć swoją karierę dziennikarską.         

W Watykanie rozmawiała Marta Wiśniewska


Jordi Barcia urodził się w 1976 roku w L’Hospitalet de Llobregat pod Barceloną. Ukończył nauki o komunikacji na Uniwersytecie Autonomicznym w Barcelonie. Pracę w RNE rozpoczął w 2000 roku, w redakcji barcelońskiej. W 2014 roku został mianowany korespondentem w Wielkiej Brytanii i w Irlandii. Relacjonował m.in. proces wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Od 2020 roku jest korespondentem w Rzymie i w Watykanie, gdzie zastąpił Sagrario Ruiza de Apodacę.

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *