Polka, która w Toskanii odnalazła dom, pracę i pasję

Swoje miejsce na ziemi znalazła w Toskanii – gdzieś pomiędzy malowniczymi pagórkami i alejami cyprysowymi znanymi z filmu „Gladiator” a magiczną Sieną. Prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, gotuje, zbiera oliwki, popularyzuje toskańską kulturę w mediach społecznościowych i jest autorką książki pt. „Polka w Toskanii. Moje życie od kuchni”. Zapraszam na spotkanie z inspirującą kobietą – Danutą Indyk.

Swoje miejsce na ziemi znalazła w Toskanii – gdzieś pomiędzy malowniczymi pagórkami i alejami cyprysowymi znanymi z filmu „Gladiator” a magiczną Sieną. Prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, gotuje, zbiera oliwki, popularyzuje toskańską kulturę w mediach społecznościowych i jest autorką książki pt. „Polka w Toskanii. Moje życie od kuchni”. Zapraszam na spotkanie z inspirującą kobietą – Danutą Indyk.

Danusiu, przedstaw proszę siebie, bo zrobisz to najlepiej. Czym zajmujesz się w Toskanii?

Większość ludzi kojarzy mnie pewnie z mojej działalności w Internecie, przede wszystkim na Instagramie, na profilu @polka_w_toskanii i teraz także jako autorkę książki. Minęło już sporo lat od kiedy jestem Polką w Toskanii (śmiech) i zajmuję się tutaj przede wszystkim prowadzeniem agroturystyki z restauracją. Sezon 2023 będzie już moim ósmym w agroturystyce Il Gorgo, która znajduje się w Bettolle w prowincji Siena – bardzo znanym i niezwykle malowniczym regionie. Jest to okolica, gdzie kręcono znane filmy [m.in. film „Gladiator” Ridleya Scotta – przyp. M.W.]. Myślę, że to, iż  mieszkam i pracuję w tym przepięknym zakątku Włoch jest wielkim przywilejem.

Twoja książka jest unikatowa, ponieważ łączy w sobie elementy biografii i książki kucharskiej, a ponadto zawiera wysokiej jakości fotografie – zarówno toskańskich krajobrazów, jak i posiłków. Opowiedz o tym, jak powstawała.

Historia mojej książki może być dla niektórych zaskakująca. Takie decyzje zapadają w sercu, a nie w głowie – tym bardziej, że wydałam ją w self publishingu, co – jak wiadomo – jest o wiele bardziej kosztowne niż podczas współpracy z wydawnictwem. Pomyślałam sobie, że mimo wszystko warto to zrobić. To dla mnie spełnienie marzeń. Wcześniej nie chciałam nawet zbytnio udzielać się na Instagramie – od czasu do czasu dodawałam jakiś post i niewiele więcej. Jednak okres pandemii i lockdownu, który we Włoszech był bardzo restrykcyjny, sprawił, że zaczęły mi kiełkować w głowie różne pomysły. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Magda z bloga Italia poza szlakiem i zapytała, co robię w tym przymusowym wolnym czasie. Odpowiedziałam jej, że zaczęłam pisać książkę. Magda od razu pomyślała, że to będzie książka kucharska, bo wie, że uwielbiam gotować i że całkiem dobrze mi to wychodzi. Jeszcze tego samego dnia, po południu, opublikowała na swoim blogu i w mediach społecznościowych informację, że ja piszę książkę. Gdy to przeczytałam, to moja reakcja była mniej więcej taka: „O nie!”. Dużo osób zaczęło do mnie pisać, że to wspaniale, pytało, jakie będą w niej przepisy itd. Wówczas zaczęłam o tym myśleć poważnie. Nie ukrywam, że na początku towarzyszyły mi pewne wątpliwości – np. dotyczące tego, czy taka książka w ogóle jest komuś potrzebna, bo przecież jest mnóstwo książek kucharskich o włoskiej kuchni, a do tego mnóstwo przepisów można znaleźć w Internecie. Poza tym zdawałam sobie sprawę z tego, że czeka mnie dużo pracy, bo wiedziałam, że będę musiała dokładnie spisać składniki, sposób wykonania danych potraw, zrobić zdjęcia itd. Goście mojej agroturystyki często pytają mnie o przepisy na potrawy, które jedzą w restauracji. W związku z tym w tej książce znalazły się przepisy na te posiłki, które serwuję swoim gościom. Są one proste, szybkie i nauczyłam się je robić pod bacznym okiem Włochów.

Daiana – szefowa kuchni 🙂

A ta biograficzna opowieść? Jest bardzo osobista, poruszająca i trudna – wyobrażam sobie, że spisanie jej musiało ciebie kosztować mnóstwo wysiłku emocjonalnego.  

Tak. W tej książce chciałam dać od siebie coś więcej, coś od serca. Do spisania mojej historii również zainspirowali mnie ludzie, którzy często pytali skąd się tu wzięłam, co tutaj robię, co wydarzyło się po drodze itd. Pomyślałam sobie, że spiszę to w jednym miejscu i jeśli ktoś będzie mnie o to pytał, to wówczas będę mu polecała swoją książkę. Spisanie osobistej historii mojego włoskiego życia było bardzo trudne i – jak mówisz – kosztowało mnie wiele emocji. Ale dzięki temu uświadomiłam sobie, jaka jestem wdzięczna tu i teraz i jaką drogę przeszłam, aby być szczęśliwą. Szczęście to akceptacja siebie i tego, co się ma, chociaż w życiu bywa różnie. Chciałam się tym podzielić z innymi osobami. Marzyłam o tym, by choć od jednej jedynej osoby usłyszeć, że to co napisałam, było dla niej ważne i pomogło coś zmienić w myśleniu, czy nastawieniu do życia lub podniosło na duchu, bo wtedy ja sama poczuję, że było warto… I tak było! Dostałam i dostaję mnóstwo podziękowań i pięknych słów od ludzi, którzy sięgnęli po moją książkę i sięgają po swoje marzenia będąc sobą. To jest dla mnie najwspanialsze.

Rozmawiamy u progu wiosny, za nami zima, która co prawda w Toskanii wygląda trochę inaczej niż w Polsce, ale i tak jest to inny czas niż pozostałe pory roku, prawda?  

Toskania zimą na pewno jest trochę uśpiona – to nie jest szczyt sezonu turystycznego. Małe toskańskie miasteczka są przepiękne wiosną, latem i jesienią, a zimą popadają w lekki marazm, bo dzień jest krótki, pogoda gorsza itd. Na większości restauracji spotkamy napis siamo in ferie, czyli jesteśmy na wakacjach. Ale są oczywiście otwarte inne, nieco bardziej lokalne miejsce dla Włochów, którzy przecież nie wyobrażają sobie życia bez wypicia espresso w barze, w towarzystwie sąsiadów czy znajomych. Gospodarstwa agroturystyczne są zamknięte, między innymi ze względu na wysokie koszty ogrzewania. Tradycyjne toskańskie domy są zbudowane z kamienia i zimą panuje w nich wilgoć i chłód, a nie ma aż tylu turystów, aby opłacało się je ogrzewać. Jeśli ktoś przyjeżdża do Toskanii zimą, to wynajmuje sobie apartament w miasteczku – np. u nas w Sinalundze.

A czym ty zajmujesz się zimą?

Rozmawiamy 1 marca i to jest właśnie dzień, w którym zaczynam już przygotowania do sezonu. Bo do sezonu trzeba się przygotować – później, gdy są goście nie ma czasu na jakieś dokładne porządki czy prace w ogrodzie. Odbywam też teraz spotkania, które mają na celu uatrakcyjnić naszą ofertę dla turystów. Byłam np. w urzędzie miasta, aby zapytać, jakie foldery czy ulotki z okolicznymi atrakcjami mogłabym przetłumaczyć na język polski, aby potem udostępnić je gościom. Chcę także, aby była możliwość wynajmu słynnych włoskich skuterków Vespa, którymi można z powodzeniem poruszać się po okolicy.

Wydaje się więc, że zaczynasz zbierać owoce swoich doświadczeń, które zdobyłaś mieszkając dotychczas we Włoszech.

Tak, to wszystko nie bierze się z niczego. Moje działania są odpowiedzią na potrzeby moich gości. Oni często proszą mnie, abym poleciła im jakieś ciekawe miejsce do zwiedzenia, restaurację, degustację lokalnych produktów itp. Później dostaję wiadomości z podziękowaniami i to daje mi satysfakcję oraz radość. Dużo osób decyduje się na przyjazd do mnie, bo docenia to, że można ze mną porozmawiać w języku ojczystym. Poza tym czym dłużej tutaj mieszkam, tym większa jest moja ciekawość. Zimą mam więcej czasu wolnego, więc gdybym nic nie robiła i tylko czekała na sezon, to czułabym w pewnym sensie pustkę, a tak cieszę się, że mogę komuś sprawić radość i w czymś pomóc. Muszę również przyznać, że tę moją pracę doceniają Włosi, bo czasem dziwią się, że przychodzę do nich i chcę promować miejsca nie chcąc nic w zamian. Mnie zależy tylko na tym, żeby miło traktowali tych turystów, którzy powiedzą, że są od Daiany, bo tak nazywają mnie Włosi. Mój zysk to uśmiech i zadowolenie moich gości.

Na zdjęciu Danusia samodzielnie robi makaron

Jak nauczyłaś się języka włoskiego?

Nauka języka przychodziła mi łatwo, ale jednocześnie uczyłam się bardzo dużo. Kupiłam rozmówki, słowniki, różne książki. Ja bardzo chciałam nauczyć się włoskiego, bo bardzo mi się ten język podobał. Do Włoch przyjechałam po studiach, więc miałam jeszcze taki świeży i przyzwyczajony do nauki umysł. Tym bardziej, że studiowałam kierunek, gdzie było dużo chemii, biochemii, wiele trudnych przedmiotów. Dużo pisałam, bo jestem wzrokowcem – robiłam notatki, podkreślałam, zapisywałam słówka różnymi kolorami. Zapisałam się też do szkoły językowej dla obcokrajowców, ale problem polegał na tym, że nie mogłam chodzić do grupy dla początkujących, bo w tym czasie pracowałam. Jednak w sumie było to dla mnie z korzyścią, bo musiałam nadrabiać to, czego nie rozumiałam. Uczyłam się gramatyki, wkuwałam zasady, odmiany czasowników itd. Na początku miałam większy problem ze słownictwem, ale później, wraz z tym, jak mieszkałam tu już coraz dłużej, to zaczęłam mówić coraz lepiej. Zachęcam wszystkich do nauki włoskiego, bo jest to język stosunkowo prosty w wymowie dla Polaków – właściwie mówi się tak, jak jest napisane i nie ma dźwięków, które byłyby dla nas trudne do wymówienia – trzeba tylko przyzwyczaić się do innego akcentu. Poza tym Włosi wspierają, zachęcają i nie obrażają się, gdy ktoś popełnia jakieś błędy, a wręcz przeciwnie – cieszą się, gdy ktoś chce mówić w ich języku.

Jacy są Toskańczycy?

Toskania leży w centralnych Włoszech, więc myślę, że to usytuowanie odzwierciedla się również w charakterach ludzi. Tutaj panuje taka harmonia, równowaga pomiędzy tą większą powściągliwością mieszkańców północy i wybuchowością południowców. Toskańczycy są otwarci, serdeczni, życzliwi. Moja mama zawsze mnie przestrzega, żebym nie mówiła o nich w samych superlatywach, bo ktoś pomyśli, że tu nie ma problemów. Jednak ja myślę, że to wszystko zależy od naszego nastawienia – czy koncentrujemy się na tym, co złe czy na tym, co dobre. Jeśli nad tym drugim, to na pewno będzie nam się żyło lepiej i tacy są Toskańczycy. Oni wolą żyć tymi rzeczami, które są w naszym życiu pozytywne. Ja także staram się tak na co dzień postępować.  

A czy Toskańczycy zachwycają się pięknem krajobrazów tak samo jak turyści?

Na pewno mniej od nas, którzy nie mamy tego na co dzień. Polacy potrafią się nad tym wszystkim zachwycać niesamowicie mocno. Gdy czasami mówię Toskańczykowi o jakimś pięknym miejscu gdzieś tutaj w okolicy, to on pyta mnie, gdzie to jest (śmiech). Ja odpowiadam, że pięć kilometrów stąd, a on: „Poważnie?” (śmiech). Nie wiem, może to dlatego, że mają to na co dzień, ale z drugiej strony ja też mam to na co dzień od kilkunastu lat i pomimo to nieustannie zachwycam się tutejszymi krajobrazami. Włosi często mówią mi, że to właśnie Polacy nauczyli ich cieszyć się pięknem ich krajobrazu. Warto jeszcze dodać, że jeśli Włosi aż tak bardzo nie emocjonują się widokami czy bogactwem architektonicznym, to na pewno zachwycają się swoim jedzeniem. Czasami aż trudno sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji można rozmawiać o jedzeniu i – co ciekawe – bardzo często robią to mężczyźni. Niedawno szłam na spacer i widziałam dwóch panów, którzy w sporej odległości od siebie przycinali drzewka oliwne w gaju i nie przeszkadzało im to w tym w rozmawianiu o jedzeniu.

Czym charakteryzuje się toskańska kuchnia?

Na pewno prostotą. Kuchnia toskańska wywodzi się z biedoty i nawet określa się ją jako povera cucina toscana, czyli biedna toskańska kuchnia. Toskańskie potrawy składają się z niewielkiej liczby składników i często są to składniki, które znajdują się w przydomowych ogródkach jak chociażby pomidory. Są to potrawy z dodatkiem roślin strączkowych, czerstwego chleba, dziczyzny, ale mamy także flaczki, które może niektórym niekoniecznie kojarzą się z włoską kuchnią. Są też oczywiście makarony – np. znanym toskańskim makaronem jest pici toscana, czyli makaron robiony z wody i z mąki, bez jajek i bez soli! Bardzo ważna jest też oliwa, która w Toskanii ma bardzo specyficzny aromatyczny smak i sama w sobie stanowi przyprawę. Toskańczycy obficie polewają nią między innymi potrawy i chleb.

Pasta pici toscana

Danusiu, zapytam ciebie teraz o Włochy w nieco bardziej ogólnym kontekście. Za tym krajem bardzo trudne czasy związane z pandemią Covid-19 (restrykcyjny i długi lockdown, duża liczba zgonów), później w Ukrainie wybuchła wojna, która ma swoje konsekwencje także na Półwyspie Apenińskim, kryzys gospodarczy, zmiany w rządzie. Jakie obecnie panują we Włoszech nastroje? Czy o rzeczach, które wymieniłam się rozmawia?

Pandemia rzeczywiście zaburzyła społeczne życie Włochów, bo spotkania, spożywanie posiłków w restauracjach, picie espresso w barze – to są elementy włoskiej kultury. Włosi nie zrezygnują z tego nawet, kiedy nieco gorsza jest sytuacja ekonomiczna, ponieważ jest to częścią ich życia. Z jednej strony można powiedzieć, że jeszcze nie nastąpił pełny powrót do normalności, a z drugiej już raczej każdy zapomniał o tych najgorszych czasach, bo już nikt nie chce tego pamiętać. Każdy chce żyć pełnią życia. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie to ja byłam akurat w Polsce i wtedy wielu moich znajomych Włochów pisało do mnie z pytaniami, co się dzieje. Oczywiście, byli i są tym przejęci, ale ten konflikt trwa już ponad rok, a Włosi mają takie podejście, że jak nie mają na coś wpływu, to się tym aż tak nie przejmują. Wychodzą z założenia, że umartwianie się nic nie pomoże – dbają o samych siebie i o swoją psychikę, bo wtedy dobre samopoczucie mają także osoby, które znajdują się wokół nich. Chyba lepiej od nas potrafią zadbać o swój dobrostan.

Masz wrażenie, że po tych kilkunastu już latach spędzonych we Włoszech nadal się tego kraju uczysz? Czy może masz już poczucie, że nic ciebie nie zaskoczy?

(śmiech) Zaskoczyć coś mnie może zawsze, ale na pewno czuję się już tutaj jak w domu. Bardzo ważne jest to, jakimi ludźmi się człowiek otacza. Ja mam szczęście mieć wspaniałą rodzinę, przyjaciół i znajomych, którzy zawsze mnie wspierają. Na pewno w Toskanii nie czuję się już obco – jest mi tutaj bardzo dobrze i raczej nic nie jest w stanie sprawić, że zechciałabym wrócić na stałe do Polski.  

A gdy Polka w Toskanii ma czas wolny to co robi?

Przede wszystkim są to spacery. Nie uprawiam żadnych sportów, nie biegam, nie jeżdżę na rowerze, ale bardzo chętnie robię sobie piesze wycieczki. Wspólnie z Giannim [narzeczony Danusi – przyp. M.W.] spacerujemy, wybieramy się nawet na dwudziesto-, trzydziestokilometrowe spacery. Okoliczności przyrody są tutaj tak sprzyjające, że zawsze robię to z przyjemnością. Chodząc sporo fotografuję telefonem, ale zdarza mi się również, że zostawiam go w domu, bo Gianni śmieje się ze mnie, że jak wezmę telefon to non stop się zatrzymuję i robię zdjęcia, a on nie ma do tego cierpliwości. (śmiech)

Twoja działalność już dawno wykroczyła poza samo prowadzenie agroturystyki i gotowanie. Wydałaś książkę, masz swoją stronę internetową, prowadzisz media społecznościowe. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Czy zamierzasz rozwijać jakieś nowe projekty?

Wiesz jak to jest – jeśli teraz powiem coś głośno, to potem będę musiała to zrealizować. Na pewno mam wiele różnych planów, bo teraz świat stwarza nam mnóstwo możliwości, żeby się realizować. Mam w swoich marzeniach, żeby zrobić coś dla innych, ale na razie nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Pozostaje mi tylko zachęcić wszystkich, aby byli ze mną, śledzili mnie w mediach społecznościowych, a być może wkrótce będzie wiadomo więcej. A ciebie i wszystkich czytelników zapraszam do siebie, do Toskanii.

Dziękuję za zaproszenie i za rozmowę.

Książkę Danusi można kupić TUTAJ.

Polecam również jej stronę internetową oraz profil na Instagramie. Mieszkanie, które Danusia wynajmuje turystom w Sinalundze można zobaczyć TUTAJ.

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *