Ks. prof. Witold Kawecki odsłonił przed polskimi czytelnikami postać Artemizji Gentileschi – prekursorki kobiecego malarstwa, słynnej caravaggionistki. W tym wywiadzie podróżujemy po Włoszech jej śladami, a także śladami mojego rozmówcy, który jest kulturoznawcą i italofilem.
Skąd wzięło się księdza zainteresowanie Włochami?
Na terenie Włoch znajduje się 70 proc. światowego dziedzictwa kulturowego i artystycznego, a więc jest to doskonała okazja do tego, aby odkrywać ten kraj. 30 lat temu studiowałem i mieszkałem we Włoszech, nauczyłem się nieźle języka włoskiego, poznałem Włochów. Zawsze im tłumaczę, że czuję się w połowie Włochem. Żartuję sobie, że powinienem urodzić się w basenie Morza Śródziemnego. Bardzo kocham te klimaty – pod względem krajobrazowym, kulinarnym, artystycznym czy duchowym. Jakby nie było, to Jezus przecież też urodził się w basenie Morza Śródziemnego. To tam zaczęła się nasza tzw. zachodnia cywilizacja, czyli grecko-rzymsko-chrześcijańska. Między innymi stąd biorą się moje zainteresowania Italią.
Kiedy zaczął ksiądz podróżować do Włoch?
Pierwszą podróż do Włoch odbyłem zaraz po święceniach kapłańskich, czyli w 1987 roku. Zakochałem się w tym kraju od pierwszego wejrzenia. W 1989 roku rozpocząłem studia doktorskie w Rzymie, które otworzyły mi okno na świat, m.in. w kwestii poznawania nowych języków. Potem były już nieustanne powroty do Włoch w rozmaitych celach – zawodowych, naukowych, turystycznych. Przez ostatnich 30 lat miałem dostatecznie wiele okazji, aby poznawać Włochy i rozkochiwać się w tym kraju. Następnie zacząłem przybliżać je polskiemu czytelnikowi za pomocą książek. Chcę opowiadać o dziedzictwie kulturowym, artystycznym, duchowym, ponieważ to wszystko się ze sobą splata. Moje książki są przewodnikami, ale tylko w pewnym sensie. Oczywiście, piszę o miejscach wartych odwiedzenia, o kuchni, czasami także o dobrym winie, kawie, lodach, ale to wszystko jest jednak drugoplanowe. Przede wszystkim są to przewodniki duchowe i artystyczne, wiodące Via Pulchritudinis, Drogą Piękna. Nawet Kościół mówi dziś takim językiem, że Droga Piękna jest drogą poznawania Boga i ewangelizacji. Bardzo się przejąłem tym zdaniem, jest mi bliskie, chociaż robiłem to, zanim zostało wypowiedziane na synodzie w Rzymie. Zatem próbuję ewangelizować, chociaż delikatnie, nienachalnie, opisując ludzi, ich twórczość, miasta, muzea, dzieła sztuki. Moim celem jest przybliżanie ludziom piękna, także tym wątpiącym albo niewierzącym.
Księdza najnowsza książka o Artemizji Gentileschi nie jest typową biografią. Zawiera m.in. opisy miejsc, innych postaci malarstwa, odniesienia do teraźniejszości. Skąd pomysł na taką formułę?
Koncept zawsze jest najważniejszy. Trzeba znaleźć taki sposób dotarcia do czytelnika, który będzie niepowtarzalny i wniesie coś nowego. Ta książka powstawała trzy lata – to dość długo. Pracowałem nad nią właściwie każdego dnia – coś dopisywałem, zmieniałem, zastanawiałem się nad koncepcją. Słusznie pani zauważyła, że ta książka jest wielowymiarowa. Uczyniłem ją taką z pełną premedytacją i może to sprawia, że cieszy się takim powodzeniem. Po pierwsze, traktuje o Artemizji, która była malarką, wybitną caravaggionistką; po drugie, jest to książka o malujących kobietach, w tym chociażby o Polce, Tamarze Łempickiej, ale także o chociażby Katarzynie Sieneńskiej; po trzecie, jest o kobietach, o duchowości kobiet, ich doświadczeniach; a po czwarte, jest o wielu miejscach we Włoszech, w których bywała Artemizja. Jej życiorys nakłada się na mapę Włoch.
Czy Włosi znają Artemizję Gentileschi?
Powiedziałbym, że dziesięć razy lepiej niż u nas. W Polsce pojedyncze osoby, nawet spośród dobrze wykształconych, wiedzą, o kim mówię, gdy wspominam o Artemizji Gentileschi. Włosi mają większą wiedzę, chociaż oczywiście nie jest ona tak rozpoznawalna jak Rafael czy Tycjan. Wróciłem z Włoch dosłownie kilka dni przed naszą rozmową i muszę powiedzieć, że na wystawach niemal każdej księgarni, do której wstępowałem, widziałem trzy-cztery pozycje o Artemizji. Panuje na nią teraz moda, jej postać jest lansowana, ukazuje się na jej temat coraz więcej publikacji. Ona staje się symbolem światowego feminizmu. Zresztą moda na nią została zapoczątkowana kilka lat temu w świecie anglosaskim. Książki o niej zaczęły się pojawiać najpierw po angielsku, a dopiero później po włosku. Artemizja rzeczywiście może być uosobieniem feminizmu, ale tego zdrowego, dobrego, mądrego, na rzecz równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Weszła w świat malarstwa, w którym dominowali mężczyźni. Pamiętajmy, że zrobiła to w XVII wieku, kiedy to kobiety nie mogły m.in. podpisywać się na obrazach czy pobierać wynagrodzenia ze swoje dzieła. Przetarła kobietom szlaki, była wybitną malarką, ale też mocną osobowością. Została pierwszą kobietą, która dostała się do Akademii Rysunku i Malarstwa we Florencji, przyjaźniła się ze słynnym Galileuszem, pojawiła się na dworze Medyceuszy, którzy zachwycili się jej malarstwem.
Chciałabym, żeby w naszej rozmowie pojawił się jeszcze Rzym, zwłaszcza że jest ksiądz autorem książki Rzym. Moje miasto, a ponadto urodziła się tam Artemizja. Czym dla księdza jest Rzym?
We wstępie do książki Rzym. Moje miasto wyłożyłem, dlaczego kocham to miasto i czym ono dla mnie jest. Ale na potrzeby naszego wywiadu powiem, że czuję się tam jak u siebie w domu – nie przeszkadza mi brud, nieuprzejmość wielu Rzymian, beznadziejny transport miejski i wiele innych rzeczy, które w tym mieście nie funkcjonują. Jest jakaś naturalna miłość, jak do rodzinnego domu, jak do własnej kultury i tożsamości, z której czuję, że wyrosłem. Zresztą musimy pamiętać, że my, Polacy wyrośliśmy z cywilizacji zachodniej, a więc tej rzymskiej. W 753 r. p. n.e. powstaje Rzym, rodzi się cywilizacja łacińska, a język polski pochodzi przecież z łaciny, a nie z cyrylicy. Już w XVI wieku Polacy mówili, że drugą stolicą Polski jest Rzym. W pewnym momencie historii na mniejszych i większych polskich dworach było nie do pomyślenia, żeby nie nauczyć się łaciny albo włoskiego. To jest nasze miejsce, cywilizacyjnie i kulturowo się tam narodziliśmy. A jeśli do tego dodamy, że Rzym jest stolicą chrześcijaństwa, że jest tam Watykan, papież, którym w moich czasach był Jan Paweł II, którego znałem osobiście… Czego we Włoszech nie dotkniemy, to pasuje do naszej osobowości. Nie sposób nie kochać Rzymu. Jak wyjdę z samolotu i stanę na lotnisku Fiumicino, to czuję, jakbym przyjechał do domu.
Rozmawiała Marta Wiśniewska
Całą rozmowę z ks. prof. Witoldem Kaweckim można obejrzeć na moim kanale YouTube Periodista Marta.
Ks. prof. Witold Kawecki CSsR (redemptorysta) – kieruje Katedrą Komunikacji Kulturowej i Artystycznej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Napisał ponad 30 książek i setki artykułów. Współpracuje z Polskim Radiem i TVP. Otrzymał nagrodę „Feniksa” w kategorii „sztuka” za książkę Sztuka polska a Kościół dzisiaj. Jest człowiekiem mediów, dziennikarzem i kulturoznawcą, autorem bestsellerów: Tajemnice Caravaggia (Jedność 2019), Toskania, jakiej nie znacie (Jedność 2021), Rzym, moje miasto (Jedność 2022).
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i to, co robię w ramach Periodista Marta, możesz wesprzeć mnie dowolną JEDNORAZOWĄ wpłatą za pośrednictwem Suppi. Przybij piątkę! Z góry dziękuję!