Odwiedziny na wyścigu Tour of the Alps [zdjęcia + video]

Wybrałam się do miasteczka San Lorenzo Dorsino, w którym rozpoczynał się i kończył pierwszy etap wyścigu Tour of the Alps. Obejrzałam piękne zwycięstwo Giulio Ciccone z drużyny Lidl-Trek i poczułam atmosferę tej interesującej "etapówki" zwiastującej nadejście Giro d'Italia.

Wybrałam się do miasteczka San Lorenzo Dorsino, w którym rozpoczynał się i kończył pierwszy etap 48. edycji wyścigu Tour of the Alps. Obejrzałam piękne zwycięstwo Giulio Ciccone z drużyny Lidl-Trek i poczułam atmosferę tej interesującej „etapówki” zwiastującej nadejście Giro d’Italia.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

W momencie, w którym piszę ten tekst przebywam jeszcze na urlopie nad jeziorem Garda. W niedzielę wieczorem 20 kwietnia, gdy robiłam kolarską prasówkę, olśniło mnie, że przecież znajduję się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od miasteczka San Lorenzo Dorsino, w którym odbędzie się pierwszy etap Tour of the Alps. Nie mogłam podarować sobie takiej okazji i wybrałam się, aby doświadczyć tego wyścigu z pierwszej ręki.

Próba generalna

Najbardziej znanym poprzednikiem Tour of the Alps jest Giro del Trentino – pod taką nazwą wyścig rozgrywany był w latach 1963-2016. Teraz w nazwie Alpy wyparły Trydent, co oznacza, że trasa planowana jest na włosko-austriackim pograniczu, jednak region Trentino nadal pozostaje silnie zakorzeniony w tej kolarskiej imprezie. Tour of the Alps zyskał miano próby generalnej przed Giro d’Italia. Ze względu na górzystą trasę i charakterystykę terenu zbliżoną do tej, z którą kolarze mają później do czynienia w Corsa Rosa, na starcie meldują się ci, którzy w maju chcą walczyć o Trofeum Nieskończoności.

W tym roku obsada Tour of the Alps również jest bardzo mocna. W San Lorenzo Dorsino pojawili się między innymi: obrońca tytułu sprzed roku Juan Pedro López z drużyny Lidl-Trek, jego kolega z drużyny i – jak miałam okazję zobaczyć na własne oczy – zwycięzca pierwszego etapu Giulio Ciccone, zwycięzca Giro d’Italia z 2022 roku Jai Hindley (Red Bull-BORA-hansgrohe), zwycięzca klasyfikacji młodzieżowej w ubiegłorocznym Giro Antonio Tiberi (Bahrain-Victorious), zwycięzca etapów na Tour of the Alps i Tour de France Felix Gall (Decathlon AG2R La Mondiale) czy weterani pokroju Romaina Bardeta (Picnic PostNL) oraz Chrisa Froome’a (Israel-Premier Tech).

Podium po pierwszym etapie Tour of the Alps / fot. Marta Wiśniewska

Start i meta pierwszego etapu zostały zlokalizowane w San Lorenzo Dorsino. Kolarze mieli do przejechania 148,5 km i tylko dwa skategoryzowane podjazdy (Campo Carlo Magno i Passo del Durone), ale wspinaczek i zjazdów było o wiele więcej – w sumie złożyły się one na sumę ponad 3 tys. metrów przewyższenia. Jadąc do miasteczka, poruszałam się samochodem po trasie końcówki etapu, więc przekonałam się z jak wymagającym, typowo górskim terenem mieli do czynienia zawodnicy. Ostatnie 2 km (już w samym San Lorenzo Dorsino) to także był podjazd, który co prawda nie stał się polem do popisu dla samotnego kolarza, ale finisz z mocno zredukowanego peletonu na mecie uczynił wymagającym. Stałam przy barierce około 50 metrów od linii mety i dokładnie widziałam, jak Ciccone wysuwa się na prowadzenie. W tej rozgrywce był zdecydowanie najsilniejszy.

Z monumentalnymi Alpami w tle

Na miejsce dotarłam około 13.00, gdy do mety pozostawało jeszcze około 65 kilometrów. Rano w tych okolicach było pochmurno i chwilami padało, ale już o tej porze zdążyło się wypogodzić. Temperatura powietrza zbliżała się do 20 stopni Celsjusza. Weszłam do baru Donati, który znajduje się przy ulicy, na której finiszowali kolarze. W środku panował niezwykły gwar, wśród klientów znajdowało się wielu kibiców kolarstwa, a moją uwagę przykuł również fakt, że pracownicy baru mieli fartuchy z napisem Tour of the Alps. Na zewnątrz spotkałam fanklub braci Bais, którego członkowie nosili koszulki z napisem „Fratelli Bais”, czyli dokładnie „Bracia Bais”. Zarówno Davide, jak i Mattia ścigają się w tegorocznej edycji Wyścigu dookoła Alp, a pochodzą przecież z Rovereto, czyli z Trydentu. Trudno się więc dziwić, że każde wywołanie ich nazwiska przez speakera wzbudzało gromką owację zebranej na mecie publiczności.

Meta pierwszego etapu Tour of the Alps w San Lorenzo Dorsino / fot. Marta Wiśniewska

Czas do rozstrzygnięcia etapu minął mi bardzo szybko. Obserwując telebim z transmisją wyścigu zjadłam panino, ciastka i wypiłam espresso. Finisz widziałam jak na dłoni. Już mniej więcej 100-200 metrów przed metą było widać, że Giulio Ciccone rozpoczyna swój finisz. Mam wewnętrzną satysfakcję, że prawidłowo go rozpoznałam, bo wiecie – to jest przecież zupełnie inaczej niż w telewizji. 😉 Po tym, jak przez kreskę przejechała większość zawodników, udałam się obejrzeć dekorację. Był to dzień, w którym zmarł papież Franciszek, więc zrezygnowano z muzyki i tradycyjnego szampana. Dekorowani kolarze otrzymywali tylko kwiaty. Gdy wspomniał o tym speaker, rozległy się oklaski.

Miałam już iść do samochodu i odjechać z San Lorenzo Dorsino, ale po drodze napotkałam tabliczkę kierującą do centrum prasowego. Spodziewałam się, że to właśnie tam odbędzie się konferencja prasowa z etapowym zwycięzcą. Nie miałam akredytacji, ale pomyślałam sobie, że pójdę i zobaczę, co z tego wyniknie. Szybko przekalkulowałam w swojej głowie, że jeśli nie wpuszczą mnie na konferencję, to może chociaż spotkam „Cicco” i zrobię sobie z nim zdjęcie. Kiedy pracuję jako dziennikarka na wyścigach, to nie mam w zwyczaju fotografowania się z kolarzami, ale pomyślałam, że skoro zdarzyło mi się być jako kibic, to czemu nie. No i voilà… efekty można zobaczyć pod spodem. Dodatkowo wysłuchałam prawie całej konferencji prasowej. Nikt mnie nawet nie zapytał, kim jestem i po co tu przyszłam. Ciccone był rozluźniony i bardzo zadowolony ze zwycięstwa, zresztą pierwszego od etapowego sukcesu na Dauphiné w 2023 roku. Szykuje się na Giro, który – jak sam powiedział – jest dla niego najważniejszym wyścigiem, bo dzięki niemu zakochał się w kolarstwie i zaczął uprawiać tę dyscyplinę sportu.

Ja i Giulio Ciccone po pierwszym etapie wyścigu w Tour of the Alps

Na zakończenie chciałabym odnotować jeszcze jeden fakt. Na konferencji prasowej Giulio Ciccone został zapytany o charakterystyczny dla siebie sposób celebrowania zwycięstw poprzez zdejmowanie i wyrzucanie w stronę publiczności okularów. Odpowiedział, że ma kilka par i że to nie okulary są problemem, a wygrywanie wyścigów. Okazuje się jednak, że ten gest stanowił problem dla sędziów wyścigu Tour of the Alps, którzy nałożyli na Włocha karę w wysokości 250 franków szwajcarskich i odjęcie 15 punktów w rankingu UCI. Powołano się na artykuł regulaminu, który mówi o „wyrzucaniu różnych obiektów na finiszu w nierozważny sposób”. Dostarczycielem okularów dla drużyny Lidl-Trek jest firma 100%, która pisząc w mediach społecznościowych, że „dla nas wszystko jest w porządku”, szybko ucięła dyskusję na ten temat. Takie okulary, nawet, gdyby nie zostały przez nikogo złapane, chyba nie zrobią nikomu krzywdy, a ja cieszę się, że tę „cieszynkę” Ciccone mogłam zobaczyć na własne oczy.

Na moim kanale YouTube Periodista Marta opublikowałam również vlog z dnia spędzonego na pierwszym etapie wyścigu Tour of the Alps. Zapraszam do oglądania! 👇

Jeśli spodobał Ci się ten materiał, to możesz postawić mi wirtualną kawę, np. espresso, cappuccino lub latte: https://buycoffee.to/periodistamarta Będzie mi miło wypić „czarne złoto” w Twoim towarzystwie 🙂

 

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *