We wtorek 27 maja w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Morągu poprowadziłam spotkanie autorskie z Marcinem Mellerem. W swojej najnowszej powieści zatytułowanej „Dzieci lwa”, dotyka on tematu męskiej przyjaźni na śmierć i życie, osadzając swoich bohaterów w Warszawie końca lat 80., w ogarniętej wojną domową Gruzji oraz we współczesnej rzeczywistości z przełomu 2023 i 2024 roku.

Trzy dziennikarskie spotkania z Marcinem Mellerem
Po raz pierwszy z Marcinem Mellerem spotkaliśmy się w 2019 roku w Książnicy Polskiej przy okazji promocji jego zbioru felietonów pt. „Nietoperz i suszone cytryny”. Byłam wówczas gospodynią Kortowskiej Audycji Literackiej w Radiu UWM FM i do tejże audycji przeprowadziłam z nim wywiad.

9 czerwca 2022 roku prowadziłam z kolei spotkanie autorskie w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie, które promowało powieściowy debiut Marcina Mellera pt. „Czerwona ziemia”. Jak napisałam wówczas na swoim profilu na Facebooku:
Wczoraj poprowadziłam spotkanie autorskie z Marcinem Mellerem. Ważny dla autora moment, ponieważ zadebiutował powieścią, której napisanie było jego marzeniem. Dla mnie z kolei było to kolejne zawodowe wyzwanie, ponieważ rozmówca wymagający, inteligentny i uważnie słuchający. Bawiłam się znakomicie – mam poczucie, że porozmawialiśmy o rzeczach ważnych, pożartowaliśmy, a publiczność żywo reagowała. Dziękuję!
A książkę „Czerwona ziemia” (Wydawnictwo W.A.B.) polecam. Osobiście nie jestem fanką gatunku, ale afrykańskie tło i doświadczenia autora z pracy korespondenta wojennego oraz po prostu wrażliwego człowieka, czynią ją rozrywką na wysokim poziomie.
27 maja br. spotkaliśmy się z Marcinem Mellerem po raz trzeci. Dziennikarz i pisarz przyjechał do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Morągu promować swoją najnowszą powieść pt. „Dzieci lwa”. Podobnie jak trzy lata temu w Olsztynie, miałam przyjemność być gospodynią tego spotkania. Oczywiście, sporo rozmawialiśmy o jego najnowszej książce, ale nie zabrakło również innych wątków. Zapytałam m.in. o to, czy dziennikarz, który zjadł zęby na starych formatach medialnych, może odnaleźć się w formach internetowych i okazuje się, że… niekoniecznie. Nie mogliśmy podarować sobie również tematu gorącej atmosfery politycznej w Polsce, bo przecież redaktor Meller jest (a może raczej był?) wytrawnym komentatorem politycznej rzeczywistości.

Mieszanka osobistych i dziennikarskich doświadczeń
Wprawdzie „Czerwona ziemia” nie była książkowym debiutem Marcina Mellera, ale to wtedy po raz pierwszy ujawnił się on jako autor powieści. Dwa lata później, dokładnie w październiku 2024 roku, ukazują się „Dzieci lwa”, w której to publikacji autor kontynuuje powieściopisarską przygodę.
Z kronikarskiego obowiązku przypomnę tylko, że „Czerwona ziemia” traktuje o jednym z prymarnych ludzkich uczuć, a mianowicie o ojcowskiej miłości. Główny bohater, Wiktor Tilszer, dziennikarz, musi przerwać dziennikarskie śledztwo, nad którym pracuje jego redakcja, i ruszyć na poszukiwania syna, Marcina, który śladami ojca pojechał do Ugandy, ale napotkał tam na pewne kłopoty. Meller relację ojciec-syn osadza na tle zdobytych przez siebie doświadczeń w pracy korespondenta w Afryce, czyniąc tę opowieść wiarygodną i jednocześnie odrobinę szaloną.
W „Dzieciach lwa” mamy do czynienia z powtórzeniem konceptu znanego z „Czerwonej ziemi”. Ponownie otrzymujemy opowieść o jednym z najistotniejszych ludzkich uczuć rzuconą na tło osobistych i dziennikarskich doświadczeń autora. Tym razem jest to przyjaźń na śmierć i życie, która najpierw się umacnia, a potem zostaje wystawiona na próbę podczas wojny domowej w Gruzji. Także i w tym przypadku głównym bohaterem jest Wiktor Tilszer, choć warto zaznaczyć, że „Dzieci lwa” nie są kontynuacją poprzedniej książki – obie powieści można czytać w dowolnej kolejności bez wpływu na rozumienie fabuły.
Powieść rozgrywa się w dwóch planach czasowych – na przełomie 2023 i 2024 roku oraz w końcówce lat 80. i na początku lat 90., kiedy to w Gruzji toczyła się wojna domowa. Taki zabieg Marcin Meller zastosował również w „Czerwonej ziemi” – tak, jakby chciał przez to powiedzieć, że napisanych przez niego powieści nie byłoby, gdyby nie, po pierwsze, doświadczenia z dziennikarskiej pracy poza granicami kraju, a po drugie, dotarcie do momentu swego rodzaju mentalnej dojrzałości i być może także dokonania pewnego resumé z okazji zakończenia pewnego etapu.
Marcin Meller jest autorem kilku zbiorów felietonów (m.in. „Sprzedawca arbuzów”, „Nietoperz i suszone cytryny”) oraz współautorem (wraz z żoną – Anną Dziewit-Meller) reporterskiej książki „Gaumardżos! Opowieści z Gruzji”. Zanim zaczął pisać prozę, popisywał się bacznym dziennikarskim okiem i nieodpartą potrzebą komentowania rzeczywistości. Można powiedzieć, że w powieściach do opowiedzenia historii używa tych samych narzędzi, ale to, co z ich pomocą wykonuje, przybiera inną formę. W „Dzieciach lwa” uwagę przykuwa świetna znajomość gruzińskiego konfliktu – ujmuje wyczucie jego dynamiki, topografii i zawiłości społeczno-ideologicznych. Podczas spotkania autorskiego w Morągu, Meller zdradził, że w celach dokumentacyjnych odbył dwie dodatkowe podróże do Gruzji, przeprowadzał wywiady z Gruzinami, a także korzystał z książek o Kaukazie Wojciecha Góreckiego z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Z pewnością atrakcyjnymi i wciągającymi czytelników fragmentami książki „Dzieci lwa” są te, które traktują o studenckim życiu bohatera Wiktora Tilszera, jego przyjaciela Maxa i całej ich paczki przyjaciół. Tu z kolei Marcin Meller znakomicie odtwarza ducha Warszawy z końca PRL-u widzianej z perspektywy niespełna dwudziestolatków idących właśnie na studia. Robi to dobrze, bo podobnie jak w przypadku doświadczeń dziennikarskich, przerobił to na własnej skórze. Ale – co ważne – jako pisarz dba o szczegóły – chociażby takie, jak włożenie w usta swoich bohaterów ówczesnych powiedzonek. W serwisie Spotify dostępna jest playlista „Dzieci lwa” stworzona przez Marcina Mellera – można znaleźć tam utwory, których słuchają bohaterowie książki. To z kolei pokłosie silnych muzycznych zainteresowań autora, które towarzyszą mu od czasów studenckich poprzez dziennikarskie delegacje w miejsca konfliktów oraz zawodową karierę redaktora naczelnego „Playboya” czy współprowadzącego śniadaniowy program „Dzień dobry TVN”.
Kolejną rzeczą, jaką udało mi się – mówiąc kolokwialnie – wyciągnąć z Marcina Mellera w Morągu, jest zapowiedź kolejnej książki. Ta ukaże się w innym wydawnictwie, co oznacza rozstanie z W.A.B. i jednocześnie chwilowy koniec obecności Wiktora Tilszera, który stanowił wizytówkę dwóch poprzednich powieści. Wraz z gospodarzem nieistniejącego już programu „Drugie śniadanie mistrzów” zajrzymy m.in. do Stambułu i na Mazury, gdzie wraz z rodziną odpoczywa obecnie od polityki i warszawskiego zgiełku.
Twórcy – muzycy czy pisarze – zwykli mawiać, że najtrudniej jest zdać egzamin drugiej publikacji, zwłaszcza jeśli pierwsza odniosła duży sukces. Moim zdaniem Marcinowi Mellerowi udało się tego dokonać, a nawet zaryzykuję tezę, że pisząc „Dzieci lwa” umościł się jako autor powieści. Kto wie, czy decyzja o tym, aby chwilowo nie wracać do politycznej publicystyki, nie zaowocuje tym, że kolejna książka będzie jeszcze lepsza niż dwie poprzednie. To okaże się wkrótce.
Jeśli spodobał Ci się ten materiał, to możesz postawić mi wirtualną kawę, np. espresso, cappuccino lub latte: https://buycoffee.to/periodistamarta Będzie mi miło wypić „czarne złoto” w Twoim towarzystwie 🙂