Na przełomie marca i kwietnia 2024 roku odwiedziłam Toskanię, a dokładnie okolice Sieny, Montepulciano i Cortony. Przebywając w tym regionie Włoch, trudno uniknąć kolarskich skojarzeń i właśnie o tym opowiem Wam w tym artykule. Miłej lektury!
Nie tylko Palio
Piazza del Campo to zbudowany w XIII wieku centralny plac w Sienie, który ma charakterystyczny muszlowaty kształt. Jest wyłożony czerwoną cegłą i nam współczesnym przywołuje świetność dawnej Europy, a także wspaniałe czasy Sieny, która w XII i XIII wieku skutecznie walczyła z Florencją o miano najważniejszego miasta Toskanii. Na co dzień jest to miejsce, w którym bije serce Sieny. Toczy się tam życie towarzyskie, kulinarne, turystyczne. Ludzie mają w zwyczaju siadać bezpośrednio na placu, aby spożyć posiłek, napić się wina czy po prostu randkować.
To na co dzień, ale dwa razy do roku – 2 lipca i 16 sierpnia – odbywa się tam Palio (Palio di Siena), czyli wyścig konny, w którym biorą udział przedstawiciele dzielnic Sieny (Siena dzieli się na trzy części, zwane terzi, oraz na siedemnaście dzielnic, czyli contrade). Pierwszy udokumentowany wyścig odbył się w 1231 roku, a pierwsze Palio „okrężne” wokół Piazza del Campo 2 lipca 1632 roku, w święto Madonny z Provenzano. Sieneńczycy czcili jej obraz, ponieważ uważali, że uratował on miasto od epidemii dżumy w 1348 roku. Natomiast od 1774 roku Palio Wniebowzięcia odbywa się regularnie 16 sierpnia.
Nie sposób pojąć, chociażby częściowo, ducha tego fantastycznego wydarzenia, jeżeli nie zna się historycznej struktury miasta, która przetrwała do dziś dnia. (…) W czasie studiów bardzo przyjaźniłam się z dziewczyną ze Sieny, która opowiadała mi, że na czas trwania Palio jej rodzice, bardzo zresztą udane małżeństwo, mieszkają osobno, żeby się nie kłócić, ponieważ należą do dwóch różnych kontrad. Kiedy wyraziłam zdziwienie, powiedziała, że jest to absolutnie normalne, ale pewnie trzeba być ze Sieny, żeby to zrozumieć.
Tessa Capponi-Borawska, Dziennik Toskański
Jak można się zorientować po tych zaledwie dwóch akapitach, Piazza del Campo to miejsce wyjątkowe, a Włosi w swoim rozmachu wymyślili jeszcze, żeby zlokalizować tam metę Strade Bianche, a także Strade Bianche Gran Fondo, czyli imprezy dla amatorów. Czy można wyobrazić sobie piękniejsze miejsce na zwieńczenie klasyku, który rozgrywa się na białych toskańskich drogach? Nie wiadomo, ale trzeba obiektywnie przyznać, że Piazza del Campo jest jedną z najbardziej spektakularnych „miejscówek” w kolarskim kalendarzu.
Gdy weszłam na ten plac, wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Poszłam w kierunku miejsca, gdzie zawsze namalowana jest linia mety, a następnie usiadłam na tej cegle i oczyma wyobraźni zobaczyłam zawodników, którzy wygrywali Strade Bianche – dwa razy przyjeżdżającego „na solo” Michała Kwiatkowskiego, tegorocznego zwycięzcę po 80-kilometrowej samotnej ucieczce Tadeja Pogačara, Lotte Kopecky, Fabiana Cancellarę… W tym momencie chyba zrozumiałam, jak wyjątkowy jest ten wyścig. Od kilku lat toczy się dyskusja, czy Strade Bianche powinien zostać szóstym monumentem. Mnie osobiście wydaje się, że jest on tak unikatowy, że nie może być ani zwykłym klasykiem, ani także wyścigiem pomnikowym. To jest po prostu Strade Bianche. Marzę o tym, aby kiedyś znaleźć się w Sienie w dniu jego rozgrywania.
Będąc na Piazza del Campo w Sienie trudno nie zawitać na Via Santa Caterina, czyli ulicę doprowadzającą kolarzy do placu. Bardzo chciałam poczuć tę stromiznę na własnych nogach, chociaż mogłam to zrobić wspinając się tylko na piechotę, bo nie miałam ze sobą roweru. W momencie mojej obecności nie było na niej prawie nikogo, a w dniu wyścigu jest przecież obłożona tłumami kibiców i tętniąca życiem. Czasami podziwia zawodników samotnie zmierzających po zwycięstwo, a innym razem jest świadkiem ciekawych pojedynków, jak chociażby w tegorocznej edycji wyścigu pań, kiedy to Lotte Kopecky skutecznie zaatakowała reprezentantkę gospodarzy Elisę Longo Borghini.
Wyjątkowym przeżyciem był spacer po Sienie śladami końcówki Strade Bianche. Napisałam wyżej, że marzę o tym, aby być tam w dniu rozgrywania wyścigu, ale myślę, że odwiedzenie tego miejsca w innym terminie też ma swój urok, a może nawet jeszcze większy. Sądzę, że w ten sposób można lepiej zrozumieć wyjątkowość Piazza del Campo oraz starego miasta w Sienie i docenić fakt, że raz do roku odbywają się tam kolarskie zmagania.
Więcej o swoich wrażeniach opowiadam w materiale na moim kanale YouTube Periodista Marta.
Monte Sante Marie
Na miniaturce powyżej widzicie mnie pod kamieniem Fabiana Cancellary, trzykrotnego zwycięzcy Strade Bianche. Tego samego dnia, którego odwiedziłam Sienę, postanowiłam odszukać ten kamień i zawitać na szutrowy sektor Monte Sante Marie, który został nazwany imieniem byłego szwajcarskiego kolarza. Istnieje bowiem taka tradycja, aby ochrzcić jakiś sektor imieniem zawodnika, który wygrał wyścig trzykrotnie. Na razie ta sztuka udała się tylko Cancellarze, ale kto wie, czy w przyszłości nie dołączy do niego chociażby Tadej Pogačar czy Michał Kwiatkowski.
Pokonałam cały ten sektor samochodem, a potem przeszłam kawałek i dotknęłam szutru, na którym rokrocznie pisze się kolarska historia. Sam odcinek Monte Sante Marie jest długi i bardzo mocno pagórkowaty. Nieustannie po sobie następują podjazdy i dość trudne technicznie zjazdy. Dodatkowe utrudnienie stanowi fakt, że drogi są wąskie, a gdzieniegdzie zdarzają się nawet dziury. Monte Sante Marie zawsze był ważnym momentem wyścigu, ale po tegorocznej edycji nabrał jeszcze większego znaczenia. Tadej Pogačar pokazał bowiem, że można go wykorzystać jako narzędzie do walki o zwycięstwo. Tym bardziej cieszę się, że mogłam się tam znaleźć i dotknąć (dosłownie!) szutru białych toskańskich dróg.
Na zdjęciu powyżej widzicie mnóstwo przyklejonych do tablicy z nazwą miejscowości naklejek, które dowodzą, jak istotne jest to miejsce dla kolarskiej kultury. Sektor Monte Sante Marie jest przecież wykorzystywany nie tylko w wyścigu zawodowców, ale także w legendarnej L’Eroice, która jest de facto rekonstrukcją wyścigów kolarskich z przeszłości. Będąc tam spotkałam kolarzy na gravelach, którzy mieli akurat jakąś sesję zdjęciową. Toskania i jej białe drogi to jedno z najważniejszych miejsc dla kolarskiej kultury. Celowo używam tutaj słowa kultura, ponieważ znaczenie tego regionu dla sportu rowerowego wykracza daleko poza rywalizację profesjonalistów.
Śladami Giro d’Italia
W Sienie nie miałam roweru, ale będąc w Toskanii nie mogłam podarować sobie możliwości wskoczenia na dwa kółka i przejechania chociażby kilkudziesięciu kilometrów (ostatecznie udało się zrobić 100 kilometrów). Podczas jednej z dwóch odbytych przejażdżek zawitałam do miejscowości termalnej Rapolano Terme, w której zakończy się szósty etap tegorocznej edycji Giro d’Italia. W samym mieście i w okolicach znajdują się liczne banery informujące o tym wydarzeniu. Każde włoskie miasto jest dumne z faktu, że może gościć największy i najbardziej prestiżowy wyścig kolarski w tym kraju. Ponadto tego typu informacje pełnią funkcję promocyjną, ponieważ wiadomo, że Corsa Rosa napędza ruch turystyczny.
Zresztą szósty dzień rywalizacji w 107. edycji Giro d’Italia będzie jednym z tych, które są bliskie mojemu sercu. Kolarze wystartują z nadmorskiej toskańskiej miejscowości Viareggio (niedaleko Lukki), którą odwiedziłam w 2022 roku. Następnie skierują się na południowy-wschód, pokonując dużą część Toskanii, i wreszcie po 180 kilometrach dotrą do wspomnianego Rapolano Terme. Będzie to etap stosunkowo łatwy (organizatorzy przyznali mu dwie gwiazdki w pięciostopniowej skali), w którym o zwycięstwo najpewniej powalczą uciekinierzy albo sprinterzy. Na trasie zaplanowano dwie górskie premie czwartej kategorii, a łączna liczba metrów przewyższenia to 1900. Pierwsza część będzie płaska, ale w drugiej da się we znaki pagórkowaty toskański teren.
O trudach tras w tych okolicach przekonałam się na własnej skórze. Na próżno szukać tam płaskich odcinków – wszędzie upchane są mniejsze i większe podjazdy oraz zjazdy. Zresztą tak się przypadkowo złożyło, że przejechałam fragment tego etapu, bowiem od Asciano do Rapolano Terme jechałam dokładnie tymi samymi drogami, którymi już za chwilę przejadą kolarze. Byłam również świadkiem asfaltowania dróg z okazji nadchodzącego wyścigu – świeżo wylany asfalt dobrze widać za mną na zdjęciu poniżej. Gdy tam dojechałam, w powietrzu unosił się jeszcze zapach smoły, a w innym miejscu trwały jeszcze prace. Wspaniale było poczuć na własnej skórze atmosferę miasteczka przygotowującego się do Giro.
Szczegóły dotyczące mojej przejażdżki zobaczycie w moim materiale video na kanale YouTube.
Podsumowanie
Siena, Piazza del Campo, Via Santa Caterina, Monte Sante Marie, Rapolano Terme. To zaledwie kropla w morzu kolarskich inspiracji w Toskanii, ale mam nadzieję, że te dość chaotyczne, ale odzwierciedlające rytm mojego zwiedzenia impresje, zainspirowały Was do eksplorowania tego regionu Włoch podążając za kolarstwem i jego rozmaitymi wcieleniami. Oprócz tego artykułu przygotowałam trzy materiały video, które dotyczą bezpośrednio kolarstwa, a ponadto dwa inne vlogi o charakterze podróżniczym. Zapraszam Was na mój kanał YouTube Periodista Marta.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i to, co robię w ramach Periodista Marta, możesz wesprzeć mnie dowolną JEDNORAZOWĄ wpłatą za pośrednictwem Suppi. Przybij piątkę! Z góry dziękuję!