Katarzyna Nowacka: „Mieszkanie w Toskanii traktuję jako wielki przywilej”

Punktem wyjścia do tego wywiadu były Włochy, Toskania i pasja Kasi do tego regionu. Jednak pisząc go zrozumiałam, że to niezupełnie jest rozmowa o Italii. To raczej pogawędka o odwadze, podążaniu za pasją i mądrym zwiedzaniu. Zapraszam was na wywiad z Katarzyną Nowacką – autorką książek, blogerką, youtuberką, fotografką, organizatorką warsztatów i nauczycielką włoskiego, która mieszka w klimatycznym Marradi położonym zaledwie godzinę jazdy samochodem od Florencji. 

Punktem wyjścia do tego wywiadu były Włochy, Toskania i pasja Kasi do tego regionu. Jednak pisząc go zrozumiałam, że to niezupełnie jest rozmowa o Italii. To raczej pogawędka o odwadze, podążaniu za pasją i mądrym zwiedzaniu. Zapraszam was na wywiad z Katarzyną Nowacką – autorką książek, blogerką, youtuberką, fotografką, organizatorką warsztatów i nauczycielką włoskiego, która mieszka w klimatycznym Marradi położonym zaledwie godzinę jazdy samochodem od Florencji. 

Kasiu, przedstawiłam ciebie trochę w akapicie wprowadzającym, ale mam wrażenie, że nie zrobiłam tego wyczerpująco. Opowiedz proszę, czym się zajmujesz.

Zawsze mówię o sobie, że jestem blogerką, a od niedawna także youtuberką, chociaż bardzo mnie to określenie bawi (śmiech). Tak czy inaczej serdecznie zapraszam na nasz kanał, który nazywa się “Dom z kamienia”. Prowadzę go wspólnie z bratem, więc tym bardziej się z tego cieszę. Powiedzmy, że jest on takim oknem bloga – widzowie mogą zobaczyć to, o czym piszę. Ponadto jestem autorką trzech książek – dwie poświęciłam Florencji, która jest moim ukochanym miastem i jedną nieznanej Toskanii oraz fragmentowi Romanii. Online uczę włoskiego – według mnie najpiękniejszego języka na świecie. Zajmuję się również organizacją ślubów, fotografią, organizuję warsztaty. 

Jakie to są warsztaty?

Na warsztatach, których jestem współorganizatorką, można poznać tajniki gotowania i w ogóle włoskiej kuchni, nauczyć się jak robić dobre zdjęcia oraz posmakować choć przez chwilę życia w toskańskim miasteczku.

Do tej pory twoją domeną było pisanie. Jak zatem odnalazłaś się przed kamerą?

Fantastycznie!

Czyli warto było spróbować. 

Zdecydowanie tak. Pośrednio przyczyniły się do tego wywiady, których udzielałam po tym, jak ukazywały się moje książki. Pamiętam, że przy pierwszym byłam sparaliżowana stresem, bo nigdy nie chciałam publicznie występować przed kamerą. Jednak pomimo obaw, otrzymałam bardzo pozytywne sygnały, że dobrze się mnie słucha, że mam przyjemny głos i to mnie trochę ośmieliło – do tego stopnia, że każdy kolejny wywiad był dla mnie łatwiejszy. Podczas ostatniego, z okazji ukazania się mojej najnowszej książki, w ogóle się nie stresowałam, bo odkryłam w tym radość. Uwielbiam bajać o rzeczach, które znam i kocham. Pomyślałam więc sobie, że skoro ludzie pozytywnie oceniają te moje wystąpienia, a z drugiej strony mam brata, który zna się na nagrywaniu filmów i namawiał mnie do założenia kanału YouTube już od jakiegoś czasu, to spróbuję. Fakt, że mogę to robić z moim bratem jest dla mnie wielką wartością. On ma dar pokazywania tego, o czym mówię, dlatego świetnie nam się współpracuje. Mam nadzieję, że nasz kanał będzie się rozwijał i serdecznie na niego zapraszam.

Trzymam w dłoniach twoją najnowszą książkę, która – mam wrażenie – powstała na kanwie twoich dotychczasowych doświadczeń związanych z mieszkaniem w Toskanii. Czy to jest tak, że to właśnie teraz przyszedł u ciebie odpowiedni moment na to, aby zagłębić się we Florencję i jej okolice?

Pamiętam początki mojej przygody z Włochami, z Toskanią. Mieszkałam jeszcze wtedy w Polsce i przyjeżdżałam tutaj tylko na wakacje, które z biegiem czasu stawały się coraz dłuższe. Potem przyszedł taki moment, że jedną nogą mieszkaliśmy w Polsce, a drugą we Włoszech. Mieliśmy tutaj wynajęty dom na stałe, gdzie nie działał nawet telefon. Kiedy wówczas pisałam o tym miejscu na blogu, to nie podawałam nawet całej nazwy Marradi, tylko pisałam “M.”, żeby nikt tego miejsca nie znalazł. Mój przyjaciel Mario, którego doskonale znają czytelnicy bloga, chciał mi pewnego razu zrobić przyjemność i pojechał zobaczyć, jak się ma nasz domek po zimie. Nagrał całą drogę do tego miejsca, a potem opublikował to na Facebooku. Zrobiła się z tego awantura (śmiech). Potem wreszcie tu zamieszkałam i tak zaczęłam odkrywać Toskanię. I to prawda, że po pewnym czasie, moich wielu wizytach w miejscach opisanych w książkach poczułam, że chce się tym podzielić z moimi czytelnikami.  

Dużo piszesz o mniej znanej Toskanii, a nawet jeśli już piszesz o popularnych turystycznie miejscach, to robisz to w taki sposób, że zawsze odkrywasz przed czytelnikami coś nowego.

Tak, bo większość ludzi, gdy słyszy Toskania, to myśli o tych najbardziej sztampowych miejscach. We Florencji są to na przykład Santa Maria del Fiore, Ponte Vecchio czy galeria Uffizi. Jednak jest to tak bogate i pełne historii miasto, że – jak zawsze powtarzam – nie wystarczy życia, aby je całe zgłębić. W związku z tym wymyśliłam sobie swego rodzaju misję, która dotyczy Florencji oraz regionu, w którym mieszkam. I chciałabym podkreślić, że ona nie dotyczy całej Toskanii, bo ja nie czuję się kompetentna, aby opowiadać na przykład o okolicach Lukki czy południowej części Toskanii. Byłam tam, widziałam, ale nie poznałam tych miejsc na tyle, aby napisać o nich książkę. Uważam, że bardzo dobrze znam Florencję i region Appennino tosco-romagnolo i mam radość z tego, jak wielowymiarowo można na te miejsca spoglądać. Dobrze byłoby nie podchodzić do tych miejsc w taki – nazwijmy to – instagramowy sposób, tzn. przyjechać, sfotografować jakiś fajny widok i wracać. Za tym wszystkim podążają także wspaniałe historie i fantastyczne spotkania z ludźmi i ja właśnie czuję teraz w sobie taką wewnętrzną potrzebę, aby tym wszystkim się podzielić. To, że mogę tutaj mieszkać traktuję jako wielki przywilej. Uważam, że nie byłoby w porządku, gdybym tutaj mieszkała i ignorowała fakt, jak ważne historycznie, kulturowo i przyrodniczo jest to miejsce.

Jak opisałabyś Florencję?

Moja miłość do Florencji nie była miłością od pierwszego wejrzenia. Przy pierwszym spotkaniu jawiła mi się jako piękna dama, czyli wspaniała, żeby ją podziwiać, ale mało przystępna i trochę mająca cię w nosie. Zatem na początku podchodziłam do niej trochę jak do jeża, chociaż oczywiście towarzyszył mi zachwyt, bo myślę, że trudno nie zachwycać się pięknem tego miasta. Pokochałam ją dopiero w pewien marcowy deszczowy dzień, kiedy przyjechałam do niej z Mario i on wtedy opowiedział mi rozmaite historie. Florencja jest dla mnie kobietą o wielu twarzach – damą na scenie podziwianą przez publiczność oraz chłopką, która w ogródku pieli swoje grządki. Może ta druga twarz jest dla naszych czytelników trochę zaskakująca, ale wystarczy przecież oddalić się zaledwie kilkaset metrów od dawnych murów miasta i już widać sielskość i swego rodzaju przaśność, które raczej nikomu nie kojarzą się z Florencją. Jest też jak ladacznica, która dopiero co obudziła się po upojnej nocy – taka Florencja jawi mi się, kiedy przechadzam się po dzielnicy San Frediano, która jest zresztą moją ulubioną dzielnicą. Pochodzę z warszawskiego Grochowa i chyba jest coś w tym, że nasiąkamy klimatem, w którym wyrastamy. Każda z tych twarzy mnie fascynuje.

Pozwolę sobie na prywatną refleksję. Słuchając ciebie pomyślałam sobie, że muszę wrócić do Florencji nie w sierpniu i nie w czterdziestostopniowym upale…

Takie miasta jak Florencja czy Rzym są wymagające. Oczywiście można przyjechać do Florencji, zrobić sobie zdjęcie pod Santa Maria del Fiore, na Ponte Vecchio i jechać do następnego miasta. Sama widuję takich turystów i w porządku, ale jeśli ktoś chce lepiej poznać jakieś miejsce, zgłębić je, to trzeba poczytać trochę o jego historii i wprowadzić się w klimat. Według mnie nie można zrozumieć Florencji bez wiedzy o tym, kim byli Medyceusze, Lorenzo il Magnifico czy Michał Anioł. Nie chodzi o odrabianie lekcji i przygotowywanie się jak do egzaminu z historii Włoch, ale o niezbędne minimum, bo z historią stykamy się tutaj na każdym kroku.  

Właśnie taką historią w pigułce zaczyna się twoja najnowsza książka.

Do tego, żeby tak ją zacząć zainspirowała mnie jedna z opinii dotycząca mojej pierwszej książki. Jednak zawsze podkreślam, że nie jestem ani historykiem, ani tym bardziej historykiem sztuki. To jest po prostu opis laika, którego serce jest wypełnione miłością do tego miejsca, który chodzi, zgłębia, szuka i czyta. Pomyślałam sobie, że dla tych, którzy przyjeżdżają do Florencji warto jest zrobić taki ogólny rys, z którego będzie wynikało co to jest za miasto, kiedy i jak zaczęła się jego historia, jak kształtowała się przez wieki. Starałam się to napisać jak najprostszymi słowami, obrazowo, z ciekawostkami, bo wiadomo, że w takiej formie najłatwiej przyswajać tego typu wiedzę. Zdaję sobie sprawę, że Florencja jest trudnym miastem do zwiedzania – nawet trudniejszym niż Rzym, ponieważ Rzym ma te wszystkie atrakcje bardziej rozproszone, a co za tym idzie, turyści nie kumulują się w jednym miejscu. Dlatego też zależało mi na tym, aby w tej nowej książce zaproponować trochę inne podejście do Florencji, bo niekoniecznie trzeba się od razu rzucać na największe atrakcje, tylko wyjść trochę poza miasto i obserwować Florencję z innej perspektywy. 

Bardzo podobają mi się fragmenty nazwane Z toskańskich notesów”, dzięki którym możemy trochę zajrzeć w głąb ciebie, twoich przemyśleń, doświadczeń, radości i smutków. Dlaczego zdecydowałaś się na publikację tych zapisków?

Potrzeba pisania była we mnie od zawsze. A gdy zaczęłam przyjeżdżać do Włoch i wiedziałam, że tutaj zamieszkam, to prowadziłam coś, co nazwałam właśnie “toskańskie notesy”. Mam mnóstwo tych notesów i ciągle zapisuję kolejne. Mają dla mnie niesamowitą wartość i mam nadzieję, że będą ważne także dla moich dzieci. Mam nadzieję, że dzięki tym zapiskom czytelnicy, którzy pojadą na przykład do Settignano, które w nich opisuję, poczują inne emocje. Chciałam się tymi doznaniami podzielić, tj. co w danym momencie czułam, kogo spotkałam to są drobiazgi, które sprawiają, że pozornie zwykła podróż staje się nagle wyjątkowa.  

Nie ulega wątpliwości, że panuje swego rodzaju moda na Włochy. Polacy lubią spędzać w tym kraju wolny czas, podoba nam się styl życia Włochów, chętnie czytamy książki i blogi o tej tematyce czy słuchamy podkastów. W związku z tym coraz więcej ludzi chce publikować rozmaite treści o Włoszech, a jak wiadomo ilość nie zawsze przeradza się w jakość. Jak twoim zdaniem trzeba mówić o Włoszech, aby nie zatracić rzetelności? 

Moją ulubioną zasadą jest autentyczność. Bardzo cenię sobie autentyczne Włochy i autentycznych ludzi. Mam nadzieję, że udaje mi się taką pozostać. Poza tym jestem też taką trochę przekorną duszą – jak wszyscy jadą w jedną stronę, to ja w drugą. Jeśli zaś chodzi o mówienie o Włoszech, to byłoby dobrze, żeby nie powielać tego, co już jest. W przypadku Toskanii takimi najbardziej utartymi tematami są cyprysy i Val d’Orcia – owszem, są to piękne miejsca, ale to nie oznacza, że nie można zejść z utartego szlaku, aby poznać te autentyczne Włochy, nielukrowane z myślą o turystach. W takich typowo turystycznych miasteczkach nie zobaczymy starszych panów grających w karty przed barem, mówiących w dialekcie, bo tam jest trochę jak w Disneylandzie – pięknie i zachwycająco, ale trochę brakuje prawdy. Można też starać się wchodzić między Włochów, posłuchać, co mają do powiedzenia o Italii, chociaż zdaję sobie sprawę, że do tego potrzebna jest znajomość języka.  

Twoje początki we Włoszech nie były łatwe. Musiałaś poświęcić sporo – zarówno w sensie materialnym, jak i niematerialnym, by znaleźć się w miejscu, w którym teraz jesteś. Myślisz, że taka lekcja życia też ma wpływ na to, jak dzisiaj podchodzisz do Włoch?

To prawda, ale dzisiaj myślę o tym w pozytywnym sensie, bo wychodzę z założenia, że wszystko dzieje się po coś. To wszystko nie wyglądało jak w amerykańskim filmie, zresztą do tej pory nie mam własnego lokum, słynnego domu z kamienia – mieszkam w wynajmowanej części domu, ale jednak nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Może będę go kiedyś miała, a może nie. Nie mam już w sobie chęci posiadania. O tych trudnych momentach, w których musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie i zarobić pieniądze piszę w powstającej książce, która będzie nosiła tytuł „Dom z kamienia”. Wszystkie te doświadczenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że jestem w miejscu, w którym mam być. Toskania jest piękna, ale trzeba pamiętać, że to nie jest miejsce, w którym zawsze świeci słońce i znikają wszystkie problemy. To, co przeżyłam uczyniło mnie silniejszą i teraz wiem lepiej, czego chcę. Przeprowadzka do Toskanii była najlepszą decyzją w moim życiu. 

Możesz powiedzieć coś więcej o książce Dom z kamienia”? Jaki to będzie gatunek literacki i kiedy się ukaże? 

To będą przede wszystkim zapiski z moich dzienników. To, co pojawiło się w moich dotychczasowych publikacjach to tylko małe wycinki odnoszące się do Florencji czy do innych miejsc. Natomiast – tak ja ci wspomniałam – mam tych notesów dużo. Chciałabym tę historię opowiedzieć przede wszystkim dlatego, żeby zamanifestować, że warto mieć w sobie trochę odwagi i czasami warto zdecydować się na pewne wyrzeczenia, rzucić się na głęboką wodę. Nie jest powiedziane, że zawsze się uda, ale przynajmniej nigdy nie będziesz pluł sobie w brodę, że nie spróbowałeś. Ponadto to pokazuje, co w życiu jest tak naprawdę ważne. I mówię to ja, która żyła wcześniej na poziomie, który pozwalał mi wybrać się w dowolnym momencie na weekend do Barcelony. Natomiast podczas moich początków we Włoszech miałam trudności z zarobieniem na jedzenie. Teraz wiem, że najważniejsze jest zdrowie, żeby moje dzieci były szczęśliwe, żebym mogła robić to, czego pragnę i żyć w miejscu, które kocham.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

fot. wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem grafiki wydawnictwa Pascal) pochodzą z prywatnego archiwum Katarzyny Nowackiej

Serdecznie zapraszam do odwiedzania bloga Kasi, kanału YouTube oraz profilu na Instagramie i Facebooku.

Udostępnij

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *